Spis treści
Większość motocyklowych podróżników traktuje Serbię ze sporą rezerwą, uznając ten kraj za nudny. Oby jak najdłużej, my.postanowiliśmy odczarować dla siebie ten piękny kraj i odkryć choć część jego atrakcji.
Nasz plan na dziś jest niezbyt ambitny: przejechać tranzytem Słowację i Węgry, by dotrzeć w okolice Suboticy w Serbii, gdzie zamierzamy znaleźć nocleg.
Nie cierpię tranzytu – według mnie jazda autostradą jest czymś absolutnie sprzecznym z ideą motocyklowej turystyki. Autostrady wymyślili ludzie, którzy nienawidzili podróży, dlatego chcieli, by trwały one możliwie najkrócej. Zdegradowano zakręty, a każdy kilometr takiej drogi jest podobny do innych. Jeśli tylko mogę, unikam autostrad, ale tym razem chcemy skupić się na Serbii, Kosowie i Macedonii. Słowację i Węgry mamy już zjeżdżone.
Subotica i zachodnia Serbia
Na granicy węgiersko-serbskiej krótka kontrola dokumentów, w tym certyfikatu szczepienia, i jesteśmy poza Unią Europejską. Paweł sugeruje, by noclegu poszukać w miejscowości Palić – uzdrowisku o kilka kilometrów oddalonym od Suboticy. To okazuje się dobrym pomysłem – podczas pierwszej rundki przez miasto znajdujemy pokój w pensjonacie o nazwie Palma, którego miły gospodarz pozwala nam zaparkować jednoślady tuż przed drzwiami. Przebieramy się i trafiamy do pubu Old, gdzie podsumowujemy dzisiejszy dzień. Rozmowom sprzyja piwo Jelen i zaskakująco pyszna pizza.
Następnego dnia rozpoczynamy eksplorację zachodniej Serbii. Jedziemy bardziej na czuja – zamiast korzystać z nawigacji, od czasu do czasu zerkamy na mapę. Taka forma podróżowania przynosi same korzyści. Trafiamy na przykład do restauracji Most w miejscowości Osečina, gdzie mamy okazję spróbować wyśmienitej jagnięciny pieczonej na węglu drzewnym. Potem przypadkiem znajdujemy nieprawdopodobnie krętą drogę 170 z Valjeva do Bajiny Baszty. Niemal za każdym zakrętem trafiam na widok, który powoduje mimowolne otwarcie ust.
Serbia – Dom na Drinie i Kusturica
Docieramy na przedmieścia Bajiny Baszty. Ja tankuję, a Paweł idzie na papierosa nad brzeg Driny. Po chwili macha do mnie, podskakując z emocji. Podjeżdżam na parking i widzę jeden z naszych celów – Dom na Drinie. W 1969 roku na wystającej z rzeki skale zbudowali go okoliczni chłopcy, by mieć gdzie odpoczywać i imprezować. Wysoki nurt rzeki kilkakrotnie porywał niewielki drewniany domek. Na szczęście zawsze udawało się go odnaleźć i postawić na pierwotnym miejscu.
Pstrykamy kilka pamiątkowych zdjęć i przez Park Narodowy Tara ruszamy w stronę Drvengradu – miasteczka zbudowanego w 2000 roku na potrzeby filmu „Życie jest cudem” Emira Kusturicy. Na wzgórzu Mecavnik, obok Mokrej Gory, znajduje się pięćdziesiąt drewnianych chatek, hotel, restauracje, biblioteka, cerkiew prawosławna, kino, a nawet wyciąg narciarski.
Festiwal Trębaczy
Kolejnym punktem na naszej trasie jest Guča – niewielka miejscowość, gdzie co roku w sierpniu odbywa się słynny Festiwal Trębaczy (Festival trubača u Guči). W czerwcu miejsce to jednak świeci pustkami, dlatego postanawiamy kiedyś wrócić tutaj w czasie festiwalu. W zamian jedziemy zobaczyć urzekające meandry rzeki Uvac, na które chyba najpiękniejszy widok rozpościera się z punktu położonego nieopodal miejscowości Muhovići. Stoimy chwilę w niemym zachwycie i ruszamy dalej – nasz cel na dziś to Peja w Kosowie.
Znajdujemy przyjemny i niedrogi hotel w samym centrum miasta, rozpakowujemy się i idziemy zwiedzać. Zaskakuje nas, jak bardzo Peja tętni życiem, jak bardzo jest kolorowa i różnorodna. Siedząc wieczorem przy piwie i smakołykach z grilla, zachwycamy się życiem towarzyskim mieszkańców. Deptak pełen jest uśmiechniętych, ładnie ubranych ludzi, wszystkie ogródki wypełnia gwar wesołych rozmów. Jest bezpiecznie i miło.
Kosowo – kanion Rugova
Następnego dnia czeka nas spotkanie z kanionem Rugova – jedną z największych atrakcji Kosowa. Czuję ekscytację na myśl, że wreszcie zobaczę miejsce, o którym tyle czytałem, które tyle razy oglądałem na filmach. Majestatyczny kanion żyje własnym życiem – szumi, bulgocze i płynie. Droga jest w fatalnym stanie, ale trudno się temu dziwić – od lat nie funkcjonuje przejście graniczne z Czarnogórą, które zapewne wymusiłoby na władzach remont drogi. Dziś zatarasowaną drogą można wprawdzie przejść pieszo, przejechać rowerem, albo nawet pokusić się o przejazd motocyklem, ale odpuszczamy w obawie o konsekwencje ze strony czarnogórskich pograniczników.
Kanion Rugova, z racji swojego tajemniczego klimatu przyciąga wielu turystów – głównie są to Kosowianie, ale wśród tablic rejestracyjnych zauważamy także te z Włoch, Albanii i Grecji. No i oczywiście nasze polskie także dopełniają tej wielonarodowej kolekcji. Choć Rugova nie jest ani najgłębszym, ani najdłuższym kanionem na Bałkanach, z całą pewnością jest jednym z najbardziej tajemniczych.
Macedonia – skarby Ochrydy
Czas nam sprzyja, decydujemy zatem o wzbogaceniu naszego wyjazdu o Macedonię. Kierujemy się na Ochrydę – miasto, które od dawna chcieliśmy zobaczyć. Meldujemy się w niedrogim hoteliku nad Jeziorem Ochrydzkim i ruszamy w labirynt wąskich, stromych uliczek, które pełne są śladów bogatej historii tego miejsca. Średniowieczne cerkwie i kościoły, rzymski teatr i ruiny bazyliki wczesnochrześcijańskiej – można tutaj chodzić bez końca i co chwilę odkrywać nowe skarby. Niemal na każdym rogu czeka jakaś miła knajpka. Fantastyczne miejsce.
Rano, po śniadaniu składającym się ze świeżego bosanskiego burka (rodzaj bułki z mielonym mięsem) i lekkiego jogurtu ayran, ruszamy w stronę monastyru świętego Nauma – żyjącego w X wieku ucznia Cyryla i Metodego. Ów klasztor to skromna, maleńka świątynia, bardzo klimatyczna i tajemnicza. Niestety, jest otoczona hotelami i innymi obiektami z zakresu infrastruktury turystycznej. Dziesiątki kramów z pseudoreligijnym badziewiem, breloczkami z wizerunkiem klasztoru i innym podobnym barachłem wywołują niesmak.
Serbia – kanion Jermy i zamek Golubac
To najdalszy punkt naszej wyprawy. Przy kawie oglądamy mapy i planujemy powrót do Polski przez wschodnią Serbię. Decydujemy się przejechać przez kanion rzeki Jermy, krótki odcinek biegnący między miejscowościami Trnski Odrovici i Sukovo. Strome ściany skalne mają tutaj miejscami nawet 200 m
wysokości! Pod Zaječarem zaglądamy do Felix Romuliany – kompleksu pozostałości po rzymskim forcie i pałacu. Najważniejszym jednak punktem na naszej trasie jest Dżerdap – park narodowy położony nad brzegiem Dunaju. Szczególnie interesuje nas zamek Golubac, XIII-wieczna twierdza, w której obronie poległ bodaj najsławniejszy polski rycerz – Zawisza Czarny.
Do niedawna przez sam środek twierdzy biegła droga krajowa nr 34 – można było dosłownie przejechać przez dziedziniec! Dziś jedziemy inaczej – obwodnicą poprowadzoną przez tunel wybudowany w 2017 roku. Z jednej strony to dobrze, bo ta wyjątkowa twierdza jest uznawana za zabytek o szczególnej wartości. Z drugiej – szkoda, bo kiedy byłem tutaj kilka lat temu, przejechałem motocyklem przez sam środek zamku.
Czas ciągle nas nie nagli, więc postanawiamy odwiedzić jeszcze pobliskie muzeum Lepenski Vir, gdzie zrekonstruowano zalane przez Dunaj stanowisko archeologiczne, w którym znaleziono ślady osadnictwa z okresu mezolitu i neolitu. Niestety, całujemy tam klamkę.
Serbia jest jak niemal bezludna wysepka pośrodku oceanu turystyki. Sąsiednia Rumunia od kilku lat przeżywa turystyczny boom, coraz więcej motocyklistów zagląda także do Bośni i Hercegowiny oraz Bułgarii, nie wspominając o Czarnogórze, która od lat jest przebojem. Tymczasem Serbia z jakiegoś powodu jest wciąż uznawana za kraj nudny, w którym nie ma co oglądać. Mam nadzieję, że ten stan utrzyma się jeszcze długo, zachowując serbskie atrakcje tylko dla garstki ciekawskich.
Zostaw odpowiedź