Naszą podróż zaczęliśmy od Żyrardowa – miasta czerwonej cegły, fabrycznych zabudowań – polskiej stolicy lnu. Stojącej w cieniu stolicy Polski ale wyjątkowej i bardzo ciekawaej Nazwa miasta pochodzi od imienia francuskiego inżyniera i wynalazcy Filipa De Girard.
De Girard, przybył do Polski w 1825 roku powołany przez księcia Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, na stanowisko naczelnego mechanika przy Wydziale Górniczym Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu. Inżynier przyczynił się do rozwoju w Królestwie Polskiem przemysłu hutniczego, wydobywczego oraz lniarskiego a podczas Powstania Listopadowego – opracował technikę produkcji kolb do karabinów.
Wówczas, zakłady lniarskie w Marymoncie których był dyrektorem technicznym, „przebranżowił” na produkcję broni. W międzyczasie rozwijała się koncepcja stworzenia osady Żyrardów. 24 lipca 1833, w potężnych halach ruszyła produkcja. Żyzna ziemia, tania siła robocza sprzyjały budowaniu lniarskiej potęgi tego miejsca.
W najlepszych latach fabryka zatrudniała 9 tys. pracowników wielu narodowości. W połowie lat 90, XX wieku, zakłady upadły. Po latach, żyrardowskie hale produkcyjne, przy ul. Karola Dittricha 12 powoli otwierają się dla zwiedzających, odsłaniając swoje tajemnice i ciekawą historię. Dlatego zatrzymaliśmy się właśnie tutaj. W jednej z XIX hal, od 2015 roku działa browar rzemieślniczy BeerBros.
To marka coraz bardziej rozpoznawalna wśród koneserów tego popularnego trunku. Po browarze oprowadził nas Szymon Mielczarek – pomysłodawca projektu Beer Bros. Piwa pszeniczne, nie pasteryzowane, małe piwne smakołyki. Równie intrygujące jak smaki, są nazwy i barwne etykiety. Opisy smaków i aromatów pobudzają wyobraźnię: „Piwo jasne ze skórką pomarańczy i płatkami owsianymi”, „Słód wędzony torfem i wędzona herbata Lapsang”. „Aromat dżemu truskawkowo-poziomkowego na pierwszym planie.”. Nawet nie przekonani do chmielowego nektaru, polubią ten napój od samego wąchania.
Tuż obok znajduje się Muzeum Lniarstwa im. Filipa de Girarda . Intrygujące graffiti nawiązujące do historii tego miejsca, pokazują drogę do jednej z hal fabrycznych dawnego Bielnika, gdzie muzeum ma swoją siedzibę. Muzeum lniarstwa należy do najciekawszych miejsc pielęgnujących lniarskie tradycje Żyrardowa. Na 4000 m 2 utworzono ekspozycję składającą się z kilkudziesięciu zabytkowych maszyn, stanowiących cały ciąg produkcyjny. prezentujący najważniejsze elementy procesu obróbki su¬rowca włókienniczego i produkcji tkanin.
Większość maszyn pochodzi z lat 70. i 80. XX wieku, ale w zbiorze są także unikatowe eksponaty, pracujące w żyrardowskiej fabryce przez całe ubiegłe stulecie. Charakter ekspozycji sprawia, że jest to jedyna tego typu placówka na Mazowszu.
Wyjeżdżając z terenów fabrycznych, brukowaną ulicą, która pamięta stukot powozów wożących bele materiału, myślę o historii tego niezwykłego miejsca. Nie wiem, jak to się stało, że w oddalonym o 40 km od Warszawy mieście, byłam pierwszy raz. Prawie wszyscy byliśmy tu pierwszy raz, chociaż mieszkamy tuż obok. Niebawem tu wrócę. Na spacer. Aby pospacerować uliczkami „Żyrardowa – XIX-wiecznej Osady Fabrycznej”, uznanego za Pomnik Historii.
Uciekając w boczne drogi kierujemy się na północ. Oddychamy głębiej gdy wokół nas tylko pola, łąki i mazowieckie wsie. Kręte i wąskie drogi, wysypane na zakrętach kamienie, nie pozwalają się rozpędzić ale dzięki temu widzimy więcej. Wjeżdżamy między żółte pola kwitnącego rzepaku. Zapach pięknych ale zdradliwy, więc nie oddychamy zbyt głęboko. I zatrzymujemy się, ale tylko na chwilę, w samym środku rzepakowego królestwa, przez które prowadzi wąska droga. Na prawo rzepak, na lewo rzepak, w środku my. Pamiątkowe zdjęcie aby zatrzymać chwilę. Trudno się nie zachwycić. I jedziemy dalej. Wieże, neobarokowego Szymanowskiego kościoła to punkt charakterystyczny okolicy. Przecinamy ruchliwą „92” i po kilku zakrętach wjeżdżamy w „mazurskie klimaty”: Szczytno, rzeka Utrata, zielone łąki i dziewicza przyroda.. Coś pięknego! Aż trudno uwierzyć w to, że jesteśmy 50 km od Warszawy. Przejeżdżamy obok Żelazowej Woli. Przed chwilą, o 15.00 zaczął się sobotni koncert. Muzyka Chopina i muzyka motocyklowego silnika – to jedne z moich ulubionych dźwięków. Zatrzymujemy się w Brochowie. W kościele św. Jana Chrzciciela i św. Rocha. Już z daleka, ta nietypowa jak na budowę sakralną architektura, wywołuje ciekawość i zachwyt. „Na mazowieckiej równinie, nad Bzurą, niespodziewanie ukazuje się potężny kościół-zamek, przyciągający zwiedzających swą historią zawiłą i niejasną, a sięgającą w głąb dziejów, do zarania naszego państwa.”– Ks. Zbigniew Skiełczyński.
Pierwszy kościół w Brochowie powstał przed 1113 rokiem. Przypuszcza się, że murowany kościoła został zbudowany w1351r. z pieniędzy uzyskanych za okup pojmanego w niewolę rycerza niemieckiego Andrzeja z Dinheim, gościa Zakonu, biorącego udział w krzyżackich wyprawach na polskie ziemie. W 1810 roku, w brochowskim kościele został ochrzczony Fryderyk Chopin. W czasie I wojny światowej kościół zmienił się w ruinę w czasie. Na szczęście, uznany za szczególnie ważne miejsce dziedzictwa narodowego, został odbudowany w latach 1924-1929 i dziś zachwyca przyjezdnych. Brukowaną drogą zjeżdżamy w kierunku łąk i podmokłych terenów dorzecza Bzury. Parkujemy motocykle z widokiem na tą niezwykłą budowlę. Jak najbliżej natury. Trawy i drzewa grają swoją muzykę. Odnoszę wrażenie, że gdzieś tam słychać muzykę Chopina. Jak dobrze, ze możemy jej słuchać leżąc na trawie., odpoczywając, ciesząc się chwilą. Nasza podróż dobiega końca. Wracamy z muzyką i radością jaką się czuje jadąc na motocyklu. Wiecie, co mam na myśli, prawda?
Współorganizatorem wyjazdów jest Samorząd Województwa Mazowieckiego. Partnerem projektu jest Polski Związek Motorowy, parterem sprzętowym Yamaha Motor.