Spis treści
Szkocja to jeden z ulubionych kierunków motocyklowych wyjazdów w Europie. Przed naszym wyjazdem nie do końca rozumiałem dlaczego. Teraz już wszystko rozumiem…
Przez Szkocję pomknąłem motocyklem Kawasaki Versys 1000. Ta wycieczka była jednocześnie kolejnym testem długodystansowym Versysa i jeszcze jednym sprawdzianem jego kanapy uchodzącej za jedną z najwygodniejszych siedzisk motocyklowych w historii…
Rok wcześniej na tej samej kanapie dojechałem z Warszawy na Nordkapp i z powrotem pokonując w sumie ponad 5000 km. Tamten wyjazd był finałem kolejnej edycji Motul Tour. Tym razem planowana trasa przez Szkocję miała nieco ponad 1000 km, więc przy ubiegłorocznym wyczynie mogła się wydawać przysłowiową bułką z masłem!
O ile w ubiegłym roku na Nordkapp pojechałem spod domu na kołach Versysa 1000, o tyle tym razem miałem ułatwione zadanie. Motocykl czekał już na mnie w Edynburgu, a ja dostałem się na miejsce drogą lotniczą. Odebrałem sprzęt od lokalnego dilera Kawasaki, podobnie z resztą jak zrobiło to kilka innych osób będących moimi współtowarzyszami podróży.
Szkocja motocyklem – nasza trasa
Jako że ruszyliśmy popołudniu, pierwszego dnia pokonaliśmy tylko skromne 190 km. Choć i to okazało się już wystarczające, żeby być naprawdę zaskoczonym baśniowym wręcz otoczeniem i niesamowitym pięknem Szkocji.
Z Edynburga przejechaliśmy do portowego miasteczka Oban na zachodnim wybrzeżu Szkocji. To miał być nasz punkt wypadowy na północ. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów to dla mnie oczywiście walka z samym sobą i oswajanie się z ruchem lewostronnym. Zawsze mam z tym problem i potrzebuję na adaptację więcej czasu niż inni motocykliści.
Drugiego dnia nieco ambitniejszy plan zakładał trasę ponad 330 km z Oban do Gairloch. Po drodze czekała na nas m.in. słynna przełęcz Applecross. Czy jest tam wąsko i ciasno? Tak, zdecydowanie. Ale przede wszystkim jest tam po prostu niesamowicie pięknie!
Co ciekawe, to zaskoczyła nas bardzo przyjemna pogoda. Jeśli w relacji ze Szkocji spodziewaliście się historii o walce z zimnem i deszczem to możecie się poczuć zawiedzeni. Byliśmy zachwyceni pogodą choć lokalni mieszkańcy powtarzali nam na każdym kroku, że tak pięknych dni mają tam dosłownie kilka w roku… Cóż, mieliśmy po prostu ogromne szczęście.
Trzeciego dnia podróży przez Szkocję odwiedziliśmy owianą wieloma ciekawymi historiami wyspę Skye. I tu znów, choć miejsce to kojarzy się z bardzo mrocznymi krajobrazami, słabą widocznością i typowo szkocką pogodą, nas powitały zupełnie odmienne warunki. Było nawet stosunkowo ciepło. I nadal nie padało!
Trzeci dzień naszego wyjazdu to również dość charakterystyczny element dla podróżowania po Szkocji, mianowicie krótka i sprawna przeprawa promowa, aby po chwili znów siedzieć na motocyklu i podziwiać te bajkowe krajobrazy!
Czwarty dzień tego krótkiego, ale jakże treściwego wyjazdu to powrót do Edynburga, do punktu startowego, czyli dilera Kawasaki.
Kawasaki Versys 1000 – opinia
Jak można się domyślać, organizatorem całego tego wyjazdu do Szkocji i jakże niestandardowych, bo turystycznych testów Versysa 1000, było Kawasaki. I muszę przyznać, że początkowo nie do końca rozumiałem, dlaczego ludzie z Kawasaki zdecydowali się na organizację testów właśnie w takiej niespotykanej dla nas formie, zamiast klasycznego jednego dnia i krótkiej jazdy testowej… Po tych kilku dniach jazdy wszystko już rozumiem!
Otóż są takie motocykle, które doceniamy dopiero po dłuższym obcowaniu. Spędzając za kierownicą kilka godzin i pokonując 300 km nie sposób dostrzec pewnych cech. Szczególnie, jeśli mowa o cechach typowo turystycznych. Czym zatem urzeka Versys 1000 po dłuższym dystansie i kilku dniach jazdy? Niespotykanym wręcz poziomem komfortu, jedną z najwygodniejszych kanap motocyklowych na rynku, świetną ochroną przed wiatrem, nieskończenie elastycznym silnikiem.
I jeszcze jedna kwestia związana z takimi dłuższymi testami. Jeżdżąc godzinę po zakrętach bardziej zwracamy uwagę na maksymalną moc silnika i sportowe wrażenia. Jadąc motocyklem turystycznie, obcując z nim przez kilka dni, zdajemy sobie sprawę, że 160 czy 180 KM mocy wcale nie jest nam potrzebne do szczęścia. I te 120 koni, które oferuje Versys 1000, to w zupełności wystarczająco, jeszcze ze sporym zapasem.
Gdybyśmy wzięli udział w standardowych testach motocykli, kiedy to siadamy za kierownicą i pokonujemy 100-200 km w sportowym tempie po zakrętach, nie byłoby szans docenić zalet Versysa i jego charakteru. To jest motocykl do połykania naprawdę ogromnych dystansów. W teście „dookoła komina” może przegrać z mocniejszymi konkurentami. W teście typowo maratońskim, gdzie liczą się inne cechy, Versys 1000 jest wybitnie dobrym zawodnikiem, któremu trudno dorównać!
Zostaw odpowiedź