Motoalleycat 2011 - Motogen.pl

Rajd motocyklowy po ulicach stolicy ze śmiesznymi i dziwnymi zadaniami w tle.

 

Warszawa ostatnio obfituje w wydarzenia o charakterze motocyklowym. Motoserce, rozpoczęcie sezonu motocyklowego czy Gymkhana przyciągają rzesze motocyklistów. W stolicy można jednak napotkać także imprezy motocyklowe organizowane na mniejszą skalę, przeznaczone raczej dla grupy pasjonatów chcących dobrze bawić się w swoim gronie, a nie na „spędzie jednośladowym”. Właśnie dla nich zorganizowany został rajd po ulicach Warszawy pod nazwą Motoalleycat.

 

Podobnie jak w zeszłym roku, na starcie stawiło się nieco ponad 20 maszyn. Nie jest to może zbyt wiele, ale taka liczba uczestników zapewnia bezpieczeństwo i kameralność imprezy. Warto wspomnieć, że tym razem na starcie pojawiły się również motocyklistki – jedne jako „plecaki”, inne jako kierowcy swoich jednośladów. Wśród rodzynków znalazła się też motocyklistka spoza Warszawy. Miała ona wyjątkowo ciężkie zadanie, gdyż trasa i zadania zostały pomyślane tak, by każdy z kierowców musiał wymyślić jak najkrótszą drogę z punktu A do B, by wykonać zadanie. W końcu jest to zabawa wzorowana na imprezach kurierów, więc znajomość miasta jest konieczna. Rozwiązaniem sytuacji było „przypięcie się” do innego motocyklisty. Chodziło przecież o dobrą zabawę, trochę rywalizacji, a nie o szalony wyścig po ulicach miasta.

 

Impreza rozpoczęła się od otrzymania manifestu – kartki z wypisanymi zadaniami. Już po liście widać było, że zapowiada się ciekawa zabawa, a organizator postarał się o to, by uczestnicy się nie nudzili. Trzeba było m.in. znaleźć w Empiku książkę pod tytułem „Radość seksu gejowskiego” (zapytanie o tę pozycję kogoś w sklepie jakoś nie chciało przejść przez gardło), dowiedzieć się o cenę wyszczuplającego body męskiego w sklepie Triumph (zainteresowanych panów informujemy, że taki produkt nie istnieje). Nie zabrakło także poszukiwań krzyża przy pałacu prezydenckim. Uczestnicy musieli popisać się także umiejętnościami plastycznymi, przerysowując jeden z plakatów wiszących w Warszawie. Dzieła, jakie powstały w trakcie Motoalleycat, były co najmniej wyjątkowe. …trzeba było m.in. znaleźć w Empiku książkę pod tytułem „Radość seksu gejowskiego”, ale zapytanie o tę pozycję kogoś w sklepie jakoś nie chciało przejść przez gardło…

 

Zadania mogły być wykonywane w dowolnej kolejności. Większość kierowców na „deser” zostawiła sobie roadbooka. To zadanie okazało się dosyć problematyczne. Mimo że niektórzy motocykliści nigdy wcześniej nie korzystali z takiej „mapy”, bardzo szybko dochodzili do tego jak się nią posługiwać. Problemem było gdzie tego dość długiego roadbooka umocować. Trzeba na niego stale patrzeć, a większość maszyn nie miała tankbagów czy innych schowków, w których dałoby się wcisnąć kartkę z wytycznymi dotyczącymi trasy. Nieco ułatwione zadanie mieli motocykliści jadący z „plecaczkami”. Inni kombinowali jak powiewającego rooadbooka utrzymać w ręce trzymającej manetkę… Sposobów, wyjątkowo kreatywnych zresztą, było tyle, co biorących udział w Motoalleycat.

 

Mimo tych kłopotów, wszyscy uczestnicy dojechali do mety. Rozdane zostały nagrody, a po minach kierowców widać było, że czują pewien niedosyt. Organizatorzy obiecali, że Motoalleycat zagości na ulicach Warszawy jeszcze raz w tym roku. Oprócz tego szukajcie informacji, że odbędzie się on także w Waszym mieście.