Okazuje się, że właściciele Mission Motors zastanawiają się nad sprzedażą licencji na produkcję swojego elektrycznego superbika. Jeżeli znajdzie się odpowiedni fabryka chcąca wykupić możliwość produkcji na naszych drogach, może pojawić się elektryczny, sportowy motocykl.
Ci dziennikarze, którzy mieli okazję przejechać się prototypowym motocyklem Mission R są zachwyceni możliwościami tego jednośladu. Elektryk, oprócz uratowania paru drzew i bycia modnym, przynajmniej dla ludzi noszących spódniczki z trawy, całkiem nieźle jeździ. Być może stałby się on ciekawą alternatywą dla motocyklistów lubiących sportowe maszyny, ale mających dosyć zostawiania majątku na stacjach benzynowych. Jednak by stać się posiadaczem takiego cuda ekologicznej techniki, o ile znajdzie się odpowiedni producent, i tak trzeba będzie wydać około 40–50 tys. dolarów, a to zdecydowanie mało nie jest.