Trasy Rajdu Sardynii nie oszczędzają zawodników i ich sprzętów.
Łukasz Łaskawiec szczęśliwie dojechał do mety, chociaż mało brakowało, by nie udało mu się ukończyć pierwszego z dwóch wczorajszych odcinków. Tym razem zawiodły metromierze, bez których ciężko jest prawidłowo nawigować.
Na dodatek kierowcy mierzą się nie tylko z kamienistymi, wąskimi trasami, ale również z temperaturą, która od dnia startu jest bardzo wysoka.
„Dziś zaczęliśmy jak zwykle po 10.00. Trasę podzielono na dwa odcinki – pierwszy 120 km i drugi 40 km plus dojazdówki. Na 11 kilometrze pierwszego odcinka popsuł mi sie jeden metromierz, na 52 kilometrze tego samego odcinka popsuł mi sie drugi metromierz i do końca musiałem jechać bez nich, a sa one niezbędne do nawigacji. Jechałem na czuja przez co straciłem bardzo dużo czasu, ale i tak do mety tego felernego odcinka dotarłem jako 3 quad. Podczas serwisu w przerwie między OS-ami naprawiliśmy usterki . Gdy się jedzie bez metromierza ciężko jest wybrać odpowiednią drogę, często błądziłem i już mi się wydawało, że nie dojadę, ale powiedziałem sobie, że nie można się poddawać i jechałem dalej. Udało się! Dzisiejszy OS to maraton, czyli po zjeździe na biwak maszyny są zamykane i nic nie można przy nich zrobić, a zawodnicy śpią w namiotach. Dopiero przed startem odbierzemy je ze strefy zamkniętej” – mówił Łukasz Łaskawiec.
Miejmy nadzieję, że dzisiejszy odcinek będzie lepszy dla Łukasza i obędzie się bez awarii, gdyż jak mówił sam zawodnik, na biwaku nie będzie miał szansy naprawiać usterek.