Extreme Day 2011 – petarda! - Motogen.pl

Nie wiedziałem, co mam sądzić o rzeszowskiej imprezie Extreme Day. Nie było mi dane uczestniczyć w jej wcześniejszych edycjach, więc szykowałem się na wszystko, co tylko możliwe – dobrą zabawę lub totalne rozczarowanie. Po około trzech godzinach podróży wiedziałem, że trafiłem dobrze.

 

Rzeszów – stolica województwa podkarpackiego, południowo-wschodnie tereny naszego kraju. W czwartkowe popołudnie dotarłem na ulicę Podpromie, gdzie na pokaźnym parkingu grupy ludzi odzianych w czarne koszulki z logo Extreme Day wygradzały teren imprezy, ustawiając barierki, a nad wszystkim wznosiła się pokaźna scena z solidnym nagłośnieniem. Na terenie parkingu z zapałem trenowali gwiazdorzy imprezy, która miała rozpocząć się następnego dnia. W ramach wspomnianego Extreme Day rozegrano Mistrzostwa Południowo-Wschodniej Polski w dyscyplinie znanej szeroko jako stunt. W piątkowy poranek na placu boju stanęło do walki czternastu żądnych sławy i sukcesów zawodników w klasie regulaminowej oraz sześciu młodych adeptów sztuki niepoprawnego wykorzystania jednośladów napędzanych silnikami spalinowymi – klasa pozaregulaminowa. Przed wielce surowym jury w składzie Michał „Qdłaty” Czernik, Andrzej „Simson” Drzymulski oraz Maciej „Maciek DOP” Bielicki mieli zaprezentować swoje najlepsze tricki i opanowanie sprzętu. Skład sędziowski wspomagał ich niestrudzony Adam „Adi” Zagalski, który przyjął na siebie wdzięczną rolę pomiaru czasu przejazdów.

 

Standardowo na pierwszy ogień i na „pożarcie” puszczono klasę pozaregulaminową, czyli wszystkich tych, którzy do wykonania ewolucji używają najmniejszych jednośladów: skuterów i motocykli o niedużej pojemności (z reguły kończy się to na 125-kach, a najpopularniejsze są skutery i małe enduro/supermoto). Sześciu zawodników na przeróżnych sprzętach prezentowało swoje umiejętności. Tu nie było zaskoczenia. Od samego początku brylował Kajetan „Kajto” Świder, który udowodnił, że w chwili obecnej ciężko z nim konkurować. Jest naprawdę dobry w tym, co robi!

 

W klasie regulaminowej, gdzie obecnie rządzą motocykle o pojemności 600 ccm, konkurencja była zdecydowanie większa. Wśród czternastu zawodników zaznaczała się jednak różnica pomiędzy starymi wyjadaczami, a „świeżakami”, którzy dopiero co zaczynają swoją przygodę z popisami przed publiką. Wyraźne różnice w umiejętnościach i do tego stres, spowodowany liczną publiką, towarzyszyły niektórym przejazdom. Podobnie jak w poprzedniej grupie, od kwalifikacji dosyć wyraźnie było widać faworytów i nie stanowiło to zaskoczenia. Bardzo dobry przejazd Rafała Pasierbka AKA Stunter 13 i popisy, które zaserwował Łukasz Bełz, uświadamiały, jak będzie wyglądała końcowa klasyfikacja.

 

Ze względu na liczbę zawodników w klasie pozaregulaminowej w przejazdach finałowych wzięła udział pierwsza trójka wyłoniona przez sędziów. Między nimi rozegrała się walka o miejsce na podium (w tej klasie przyznawana była tylko jedna nagroda, za pierwsze miejsce). „Kajto” nie zawiódł i przy sporym aplauzie publiczności szybko okazał się zwycięzcą zawodów na Extreme Day 2011.

W klasie regulaminowej wydarzyło się wiele. Niektórzy zaskoczyli swoim poziomem, inni mieli mało szczęścia, np. „Mochu” w kwalifikacjach musiał odpuścić sobie część przejazdu, kiedy stłukł podczas upadku nadgarstek, a „Procent” dwukrotnie wyglebił i urwał klatkę chroniącą silnik, a finalnie wybił dziurę w bloku silnika. Olej pociekł na rozgrzany wydech, buchnęły płomienie, jednak szybka akcja gaśnicza z użyciem kawy i napojów izotonicznych okazała się bardzo skuteczna – sprzęt ocalał.

 

Oprócz głównych zawodów, określanych, jak wspominałem, mianem Mistrzostw Polski Południowo-Wschodniej, rozegrano dodatkowe konkurencje. Rozpoczęto od Sickest Trick, gdzie bezkonkurencyjny okazał się Emil Krzysztoń na skuterze o pojemności 50 ccm, który po wyrwaniu rolgazu zmuszony został do prawdziwego Fatality rodem z gry Mortal Kombat, czyli wyrwania z leżącego skutera gaźnika – sprzęt upadł i pracował na maksymalnych obrotach. Pozbawienie go pompującego mieszankę paliwa i powietrza „serca” zakończyło jego męki (tylko chwilowo, naprawa trwała jakieś 15 minut). Publiczność szalała podczas konkursu Last Man Standing, gdzie doszło do sytuacji patowej – zwycięzców było dwóch, co bardzo rzadko się zdarza. Na polu walki, na kołach, szczepieni motocyklami pozostali dwaj zawodnicy, Sebastian „Seba FRS” Bełz oraz Marcin „Korzeń” Głowacki. Obu ogłoszono zwycięzcami, obaj „przytulili” nagrody. Na finał przystąpiono do palenia gumy jako ostatniej konkurencji. Tu zabrakło chętnych, ponieważ większość zawodników miała w planach udział w kolejnych imprezach, a nie pomyśleli o zaopatrzeniu w zapasowe opony… W obliczu tego faktu na plac wyjechały… samochody: Honda Civic i BMW E30. Honoru motocyklistów bronił Michał „Qdłaty” Czernik, sędzia zawodów i właściciel Jožina, motocykla, który znosi wszelkie katorgi. „Qdłaty” wypalił Jožinem tak, że zdarł oponę z felgi i obracał kołem bez miłosierdzia. Stał się też zwycięzcą konkursu palenia lacza, jednogłośnie i bezapelacyjnie, decyzją wiwatującej publiczności, która miała wyłonić zwycięzcę konkursu. …jedno jest pewne: takie imprezy uwielbiamy, na takie imprezy z chęcią przyjeżdżamy i większość już nie może doczekać się kolejnej edycji Extreme Day…

 

Jak podsumować Extreme Day w Rzeszowie? Kolejna edycja pokazała, że organizatorzy podchodzą do imprezy bardzo poważnie. Podczas poprzednich edycji stunt widoczny był tylko w formie pokazów, natomiast w chwili obecnej po raz pierwszy zdecydowano się na formę zawodów. I bardzo dobrze! Zadbano o odpowiednią oprawę, nagrody i takie rzeczy, jak zwroty kosztów podróży dla zawodników czy wyżywienie i zakwaterowanie. Część publiczności, która nie była w stanie dopchać się do barierek wytyczających plac zawodów, mogła podziwiać wszystkie ewolucje na wielkim telebimie. Pełna profeska! Świetnym rozwiązaniem było połączenie różnych pokazów i atrakcji w taki sposób, że nie kolidowały ze sobą. Oprócz motocykli obecni byli koszykarze, rozgrywający swoje zawody na wytyczonych boiskach, a fani tuningowanych samochodów mieli możliwość podziwiania najróżniejszych „wynalazków”. Wczesnym wieczorem rozpoczęły się koncerty na tzw. X-Stage, czyli dla każdego coś dobrego.

 

Stunt to nie tylko jazda, czyli pozakonkursowe akcje i atrakcje. Podczas before party w czwartkowy wieczór wkręciliśmy „Simsona”, który podróżował ze Stolicewa do Rzeszowa, wysyłając go autem na rynek w Rzeszowie, pod księgarnię Andromeda. Nie był szczęśliwy, zważywszy na fakt, że bidulek porusza się o kulach, a do klubu musiał dojść spory kawałek o własnych siłach… W międzyczasie towarzystwo Wykwintnych Melanżowników i Zwyroli zabawiało się rzucaniem między sobą cząstek pomarańczy z drinków lub zadawaniem głupich pytań dziewczętom odzianym w sukienki przywodzące na myśl babcine firanki… Słowa uznania należą się też „Stunterowi13”, który podczas zawodów zamienił się z jedną z hostess na okrycia wierzchnie, dając jej koszulkę, a sam przywdziewając obcisłą kieckę – oczywiście na oczach publiczności.

 

Jedno jest pewne – takie imprezy uwielbiamy, na takie imprezy z chęcią przyjeżdżamy i większość już nie może doczekać się kolejnej edycji Extreme Day.

 

Wyniki zawodów

 

Klasa Pozaregulaminowa:

1. Kajetan Świder – Kajto 51,5pkt.
2. Emil Krzysztoń 43,5 pkt.
3. Kamil Zdun 43 pkt.

Klasa Regulaminowa:

1. Rafał PasierbekStunter 13 58,5 pkt.
2. Marcin Głowacki – Korzeń 56 pkt.
3. Łukasz Bełz – Łukasz FRS 53 pkt.
4. Kamil Bełz – Kamil FRS 42 pkt.
5. Dawid Marach – Procent 37,5 pkt.
6. Jakub Raczak – Kuba FRS 37,5 pkt.
7. Marcin Kunicki – Shaft 36,5 pkt.
8. Sebastian Bełz – Seba FRS 27,5 pkt.
9. Marcin Mosiek – Mochu 9 pkt.
10. Sylwek Osiadacz 8 pkt.

 

W zawodach wystartowała również jedyna stunt girl Ewa Pieniakowska.

 

Sickest Trick:

Emil Krzysztoń

Last Man Standing:

Marcin Głowacki / Sebastian Bełz

 

Palenie gumy:

Michał Ciernik

Nagrody:
Klasa regulaminowa:
I miejsce – 5000 pln
II miejsce – 2000 pln
III miejsce – 1000 tyś
Klasa nieregulaminowa:
I miejsce – 500 pln

 

Jury:

Michał Czernik – Qdłaty
Andrzej Drzymulski – Simson
Maciej BielickiMaciek DOP