Ducati Monster 1200 na torze Poznań - Motogen.pl

Kiedy więc motocykl wreszcie trafił do Polski, postanowiliśmy sprawdzić go jeszcze raz. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Oberwanie chmury podczas pierwszych testów było idealną okazją aby zapoznać się lepiej z działaniem kontroli trakcji i mapami zapłonu Urban oraz Touring. Skoro więc emerycką jazdę mamy za sobą, powermonstera z Bolonii przegoniłem na torze wyścigowym w Poznaniu aby sprawdzić czy mimo zmian w kierunku ułagodzenia motocykla, wciąż drzemią w nim geny Ducati.

 

Jeśli chodzi o ogólny opis wrażeń z jazdy Monsterem, odsyłam Was do poprzedniego materiału. Tym razem skupiamy się typowo na wrażeniach ze sportowej jazdy.

Włoski pocisk

Co nas bardzo ucieszyło – importer na tor dostarczył wersję S, czyli dokładnie taką, jaką testowaliśmy wcześniej. „Esa” wyposażona jest w mocniejszy o 10 KM silnik, lepsze zawieszenie od Ohlinsa, a za hamowanie odpowiada ten sam zestaw co w Panigale 1199. Ducati twierdzi, że dzięki temu Monster jest najlepiej hamującym motocyklem w historii firmy!

Torowa próba

Wyjazd z depo i pierwsze kółka rozgrzewkowe dają szansę przypomnieć sobie wszystkie marketingowe teksty producenta o większej kanapie i wygodniejszej kierownicy. Po co mi to teraz? – myślę. Na szczęście wyprostowana pozycja wciąż pozwala na doskonałe wyczucie i panowanie nad motocyklem. Teraz szybko wychodzą pierwsze mankamenty: podnóżki okazują się pociągnięte dramatycznie nisko, do tego układ wydechowy jest zbyt blisko prawego buta. Mnie, przy rozmiarze buta 42 jeszcze tak bardzo to nie przeszkadzało, ale wyższe osoby mogą mieć problem. Po ustawieniu stopy w typowo sportowym stylu, przez puszkę wydechu nie mamy miejsca na schowanie pięty.

 

Zawieszenie Monstera S to poezja, a dzięki hamulcom z Panigale, 1200 to najlepiej hamujący motocykl w historii firmy

 

Rzut oka na wskaźniki. Niewytłumaczalnym potknięciem jest brak zaistalowania wyświetlacza biegu. W motocyklu tej klasy za takie pieniądze? Zastanawiające. Do tego pozostaje już tylko moje prywatne upodobanie, ale nigdy chyba nie przekonam się do cyfrowych wyświetlaczy obrotomierza. Nieważne jak producent by się starał, nic nie zastąpi tradycyjnej igły w analogowym wskaźniku. Tu na szczęście Ducati nadrabia mocno dającym po oczach wskaźnikiem ogranicznika obrotów.

 

OK, opony rozgrzane. Skoro podnóżki momentalnie trą o asfalt, staram się utrzymać szeroki tor jazdy bez agresywnych pochyleń i wykorzystać pełną moooc… W tym miejscu wychodząc z zakrętu „sławiniak” nagi Dukat na drugim biegu po prostu wyrywa się na jedno koło, tak jakby przód został wystrzelony z procy – elektronika Ducati w trybie sporotwym pozwala naprawdę na wiele, czuwając nad bezpieczeństwem, ale nie kastrując przyjemności z jazdy takim potworem. Silnik błyskawicznie wkręca się na coraz wyższe obroty. Jeśli nigdy nie jechałeś Ducati, będziesz zaskoczony. Silniki w tym układzie znane są z dużego momentu na dole skali, ale Testastreta 11 zapewnia pokłady momentu obrotowego większe niż Śląsk węgla, a przy tym nic nie robi sobie z faktu, że ma do przepchnięcia dwa tłoki po 599 centymetrów sześciennych.

 

Silnikowi kroku dotrzymuje świetne zawieszenie Ohlinsa i hamulce, które przeniesiono wprost ze sportowego modelu. Zaskoczeniem była tendencja do nerowości w kierownicy. Czyżby znać o sobie dawała szczątkowa rama? Wszystko na to wskazuje, a niewielką shimmę możecie zobaczyć kilka razy w trakcie naszego filmu. Na szczęście nigdy ta nerwowość nie rozwinęła się tak, aby dawać powody do niepokoju.

film

Elektronika

Choć już nie raz ją chwaliłem, elektornika Ducati wciąż mnie zachwyca. Kiedy padało, słabsze tryby jazdy czuwały nad pełnią bezpieczeństwa. Tryb Sport doskonale odnalazł się na torze wyścigowym. W moim przekonaniu to, co zrobili Włosi jest dokładnie takie, jakie powinno być – cały czas wspomaga kierowcę, ale pozostawia dużo marginesu na uślizgi i uniesione przednie koło, a to generuje frajdę. A o co jak nie o frajdę z jazdy chodzi w ujeżdżaniu 150-konnego nakeda?

Ostatnie analizy

To już raczej koniec męczenia Ducati Monstera 1200 w naszej redakcji. Chyba, że uda się nam przeprowadzić w tym roku jeszcze test porównawczy, który zwyczajowo obnaży kolejne wady i zalety, bo nic tak nie działa jak bezpośrednia konfrontacja.

 

W tej chwili jednak mogę podtrzymać dokładnie to, co wywnioskowałem podczas pierwszych jazd. Nowy Monster 1200 pełen jest zmian, które dla wielbicieli sportowego charakteru Ducati niekoniecznie były trafione. Dzięki nim stał się wygodnym i przyjaznym motocyklem na co dzień, mimo wydawać by się mogło, potężnego silnika. Jakkolwiek by to irracjonalnie nie było, motocyklem o pojemności 1,2 w silniku V da się komforotowo poruszać po mieście bez spięć, bez pośpiechu i bez wrażenia siedzenia na odbezpieczonym granacie. To w szerszym ujęciu klientów i dla sprzedażowego sukcesu Ducati bardzo ważne. Na szczęście jeżeli zamiast Conchity Wurst wolicie utwór „TNT” od AC/DC, w każdej chwili możecie odpalić tryb sportowy, który wyrywa nogi z kapci, pozwala na powerslajdy i wysokie wheelie. A wszystko to w asyście dokonałej elektroniki Ducati.

 

Wrażenia na torze

ZALETY: WADY:

– potężny silnik,

– dopracowana elektronika,

– niesamowite odczucia w trybie „sport”,

– skuteczne hamulce.

– mało czytelny obrotomierz,

– brak wyświetlacza biegów,

– nisko umieszczone podnóżki,

– mało miejsca na prawą nogę.

 

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany