Wczoraj nareszcie rozpoczęło się prawdziwe ściganie. Niestety, podczas tego Rajdu pierwszy etap okazał się również ostatnim dla Rafała Sonika.
2 stycznia kierowcy mieli do przejechania niezbyt długi odcinek, który w opinii zawodników nie był zbyt wymagający. Okazało się jednak, że mimo tego sprawił wiele trudności i niespodzianek. Pod koniec odcinka specjalnego (17 km od mety) Rafał miał bowiem poważny wypadek, o którym już Was informowaliśmy.
„To był fantastyczny etap, bardzo zróżnicowana i wymagająca trasa. Momentami jechałem prawie 150 km/h, później trasa stała się bardziej techniczna. To był jeden z miliona zakrętów, które zawsze pokonywałem w płynny sposób. Nigdy wcześniej, przez całą moją karierę nie zdarzyło mi się wpaść w lekko większy, niż przewidywałem poślizg w zakręcie i trafić w skałkę, która leżała na samym środku trasy. Normalnie obróciło by mnie bokiem i postawiło w poprzek trasy. Tym czasem głaz podbił koło i można powiedzieć, że przeżyłem dachowanie na quadzie. Kiedy kibice pokazali mi filmy, które nakręcili otworzyłem szeroko oczy, gdyż nie spodziewałem się, że wypadek był aż tak poważny”.
Wypadek spowodował, że Rafał Sonik, typowany do zajęcia miejsca na podium w tym roku, musiał wycofać się z dalszej rywalizacji. Honoru quadowców nadal broni Łukasz Łaskawiec.
„Zaczęło się tego dnia trochę nieciekawie. Spóźniłem się bowiem 3 minuty na start. Ogólnie jednak był to bardzo fajny etap, dosyć szybki. W międzyczasie trochę popadało i opadł kurz, w którym jechałem od początku odcinka. Nie było zbyt ciężko. Bardziej męczą mnie dojazdówki niż same odcinki specjalne.
Pod koniec odcinka specjalnego mijałem Rafała Sonika, który miał problemy z quadem. Wyglądało na to, że pojazd jest mocno poturbowany. Nie zatrzymywałem się jednak gdyż już mu ktoś pomagał” – powiedział nam Łukasz tuż po dojechaniu na biwak.
Ostatecznie Łukasz uplasował się na dwunastym miejscu, co jest doskonałym wynikiem debiutanta. Tego dnia jako pierwszy na mecie wśród quadowców pojawił się Josef Machacek, teamowy kolega „Łokera”.
Bardzo dobrze poradzili sobie motocykliści z Orlen Teamu. Na pierwszym etapie szybszy okazał się Marek Dąbrowski, który jedzie w tej edycji Rajdu na większej maszynie. Ostatecznie kierowca uplasował się na dwudziestej pozycji.
„Dzisiejsza pozycja bardzo mnie satysfakcjonuje. Zająłem 20. miejsce w silnie obsadzonej stawce. Pierwsza część odcinka była skonstruowana pod kątem mojego motocykla. Było dużych prostych, na których odkręcałem gaz na maksa osiągając prędkości powyżej 170 km/h. Mniejsze czterysta pięćdziesiątki nie mają takich osiągów, więc cały czas wyprzedzałem. W dalszej części OSu kiedy zrobiło się kręto utrzymałem dobre tempo. Zobaczymy co się będzie działo w dalszej części rywalizacji. Kolejne odcinki stoją pod znakiem deszczu, a w deszczu jedzie się trudniej mocnym motocyklem. To dopiero początek Rajdu i powoli się rozkręcamy”.
Nieco wolniejszy na tym etapie był Jacek Czachor, który, zgodnie z obowiązującymi przepisami, musiał dosiąść w tym roku 450-tki. Kierowca dojechał na 26 miejscu.
„W stawce motocyklowej jest walka o sekundy, tutaj każdy chce wygrać. To był bardzo szybki odcinek. Początek przejechałem bardzo szybko. Starałem się wydobyć całą moc z motocykla i nawet na chwilę nie odpuszczałem. Później zaczęły się górskie serpentyny i tam było ciężej kondycyjnie. Mój nowy motocykl wymaga innej techniki jazdy niż poprzedni. Na razie jest dopiero początek rajdu, a odcinek specjalny był stosunkowo krótki. Jestem ciekawy jak maszyna będzie sprawowała się w kopnych piaskach”.
Najlepszy na pierwszym etapie wśród motocyklistów był Cyril Despres. Wydawało się, że pierwszy będzieRuben Faria, jednak zawodnik dostał minutę kary. Jako trzeci dojechał Marc Coma.
Dzisiaj zawodnicy dojadą do San Miguel De Tucuman. Odcinek specjalny liczy 300 km, natomiast dojazdówki łącznie wynoszą 440 km.