Dziewiętnastoletni Amerykanin miał więcej szczęścia niż rozumu. Przeżył wypadek motocyklowy, jadąc 250 km/h.
Marcos Calazo, uciekając przed policją, rozwinął prędkość 250 km/h. Tyle przynajmniej pokazywał licznik, który zatrzymał się po tym, jak dziewiętnastolatek wjechał w słup oświetlenia ulicznego. Co zostało z motocykla, widać na załączonym obrazku. Silnik i przedni widelec zostały wyrwane z jednośladu pod wpływem uderzenia, a kierowca wytracał prędkość lecąc jeszcze 32 metry w powietrzu. Czym mógł jechać młody naśladowca Valentino Rossiego? Wyłącznie motocyklem, który ukochali sobie wprost wszyscy niedowartościowani nastolatkowie. Sześcioletnia R1-ka zakończyła żywot na słupie, podczas gdy jej właściciel w stanie krytycznym wylądował w szpitalu. Policja stanu Arizona podaje, że w czasie wypadku znajdował się on pod wpływem alkoholu, a w przeszłości otrzymał już zakaz prowadzenia pojazdów.
Niestety, zamiast nagrody Darwina, nastolatek odpowie na kilka zarzutów, które czekają na jego powrót do zdrowia. Znajdzie się wśród nich m.in. zarzut prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu.