Kilka godzin po pierwszym etapie sędziowie ogłosili oficjalne wyniki, w których Ignacio Casale otrzymał sześć godzin kary za przyjęcie niedozwolonej pomocy na trasie odcinka specjalnego. Chilijczyk miał awarię zbiornika oleju, a ponieważ chciał kontynuować walkę, musiał uzupełnić płyn. To kosztowało go jednak zwycięstwo w rajdzie. Na domiar złego w poniedziałek na dojazdówce wybuchł my silnik i w ogóle nie wyjechał na trasę…
Obrońca Pucharu Świata nie mógł być jednak pewny swego, bo i on znalazł się w sporych tarapatach. – Późno w nocy okazało się, że mam uszkodzony silnik. Mógłbym nawet nie dojechać do mety. Moi mechanicy – Jarek Zając i Ryszard Sokołowski przez całą noc pracowali wymieniając głowicę, cylinder i tłok. Poprawiali też działanie amortyzatorów. To tylko dowód na to, że nikt nie wygrywa rajdu na początku i wszystko się może zdarzyć – komentował Sonik.
Drugi dzień zmagań rozpoczął się od startu wspólnego. Motocykliści i quadowcy ruszali na wydmy w piętnastoosobowych grupach. Pustynia po raz kolejny była pełna pułapek. Deszcz i wiatr, które od kilku dni nawiedzają ten region zmieniły teren nie do poznania. W tych warunkach najszybszy wśród quadowców okazał się Kees Koolen, wyprzedzając Sonika o zaledwie półtorej minuty. Holender dzień wcześniej nie ukończył odcinka, więc mimo etapowego zwycięstwa ma dość dużą stratę do lidera.
– Były dziś bardzo szybkie partie, na których można było odpocząć, ale w głównej mierze pokonywaliśmy bardzo zmienne i nieregularne wydmy. Nie było szans na złapanie równego rytmu jazdy. Miałem jedną sytuację, która mnie postawiła mi wszystkie włosy na głowie, ale poza tym obyło się bez przygód. Zależało mi, żeby nie zrobić błędów i przywieźć wynik do mety – komentował na mecie Rafał Sonik.
We wtorek organizatorzy przygotowali najdłuższy odcinek specjalny liczący niespełna 300 km. Stali bywalcy Abu Dhabi Desert Challenge zapowiadają, że właśnie na tym i następnym etapie zdecydują się losy zmagań.