Jeździł motocyklem, trafił za kraty. Tym razem sędzia nie miał litości - Motogen.pl

Znacie tego mema, w którym piesek imieniem „sądowy zakaz prowadzenia pojazdów” daje się pogłaskać bo nic nie robi? Tym razem piesek ugryzł i to konkretnie – kierujący motocyklem trafił prosto do więzienia.

Wyrażenia „kierujący motocyklem” używam świadomie, bo słowo „motocyklista” określa, moim zdaniem, osobę, która posiada uprawnienia do jazdy jednośladem. Człowiek, który ma sądowy zakaz prowadzenia pojazdów, w dodatku dożywotni, może być co najwyżej byłym motocyklistą.

Jak to w naszym kraju bywa, sądowe zakazy wielu byłych kierowców traktuje bardziej jako pewną sugestię, niż faktyczny wyrok. Wystarczy wspomnieć dwa ostatnie przypadki – Łukasza Ż, który prowadził pijany mimo posiadania kilku sądowych zakazów, a potem uderzył w samochód, którym podróżowała rodzina i Tomasza T, byłego kierowcy warszawskiego MPK, który w 2020 r. spowodował tragiczny wypadek autobusem, a kilka dni temu wjechał w pieszego na Warszawskiej Woli.

Kierujący doskonale zdają sobie sprawę, że sędziowie w większości podchodzą do łamania sądowych zakazów pobłażliwie. Sytuacji nie ułatwia też system prawny, w którym na apelację czeka się bardzo długo, a to oznacza dodatkowy czas na legalne poruszanie się pojazdem mimo otrzymania sądowego zakazu.

I po raz kolejny okazuje się, że najskuteczniejsze jest po prostu egzekwowanie istniejącego prawa, a nie uchwalanie co raz to nowszych jego aktualizacji. Na początku czerwca policja zatrzymała Krzysztofa K, prowadzącego kawasaki. Mężczyzna miał dożywotni sądowy zakaz prowadzenia pojazdów, co oznaczało, że jego sprawa z automatu trafiła do sądu. 3 października Krzysztof K. ponownie stanął przed sądem, a ten uznał go winnym złamania zakazu prowadzenia pojazdów i skazał na bezwzględne więzienie – 3 lat i 6 miesięcy.

Mężczyzna był bardzo zaskoczony takim obrotem sprawy, spodziewał się, że, jak zwykle, dostanie kolejny zakaz lub grzywnę, wróci do domu i dalej będzie mógł łamać wyrok. Gdyby takim zdecydowaniem wykazały się sądy, przed którymi stawali Łukasz Ż. i Tomasz T., kto wie – być może udałoby się ocalić przed śmiercią kilka osób.

źródło: brd24.pl

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany