autor: Katarzyna Kędzior
Chciałam się odezwać przed wyjazdem i dać Wam znać jak poszła rekonstrukcja zgruzowanego sprzętu. Otóż, akcja związana z rekonstrukcją przebiegła bardzo pomyślnie, ale zamiast Wam o tym napisać, spędziłam ostatnie godziny na przekomarzaniach się przy pakowaniu…
Jak to mąż z żoną przed wyjazdem… tylko przedmiotem sporu nie jest tona ubrań i kosmetyków a wyposażenie dwóch niezależnych teamów – jadących jednym transportem 😀
– Muszę zabrać stolik.
– Po co ci stolik? Będzie nasz…
– Potrzebny! Ja muszę mieć swój.
– Nie zmieści się! Gdzie ja ci go wsadzę?
– Nie wiem gdzie, ale musimy zabrać. I wykładzinę moją też.
– Cooo??? Żadnej wykładziny nie zabieramy.
– Jak to nie? Twoja podłoga to się zmieści, tak? A moja wykładzina nie???!!!
i tak w kółko… hahahahaha!
Wykładzinę zapakowałam sama, jak Tomek nie widział, nieźle za to oberwałam, później mnie za to przepraszał bo na miejscu stwierdził, że jednak dobrze, że ją zabraliśmy. Wesołe jest życie zawodników! 🙂
Ach, gdyby tak TIRa mieć… to marzenie każdego teamu… a niekiedy ściętej głowy… 😀
’Nie było czasu załadować…’ – nie dotyczy pakowania… tylko tego, co działo się w czwartek na torze w Brnie. Był taki kawał, jak to facet z obłędem w oczach i potem zalewającym oczy ganiał z taczką na budowie od jednej kupy z piachem do drugiej. Ktoś mu się przyglądał, nadziwić się nie mógł i w końcu podchodzi i pyta:
– Co Pan robi?
– Oj, Panie, taki zapier… , ŻE NIE MA CZASU ZAŁADOWAĆ! 😀
I pod takim właśnie hasłem zawsze mija I dzień na torze w Brnie. Warto wiedzieć i pamiętać, że tam na tor samochodem wpuszczają do 23.00. Jeśli dotrzecie tam później czeka Was spanie w samochodzie przed wjazdem na tor. My spóźniliśmy się 2 godziny. Dojechaliśmy o 1 w nocy i nie udało nam się sympatycznego pana na bramie wjazdowej przekonać, żeby jednak nas wpuścił. Powiedział, że nie da rady, bo kamery wszystko nagrywają. Nie pozostało nam nic innego, jak spróbować przespać się chociaż te kilka godzin w samochodzie. Na tor wpuszczają o 7 rano następnego dnia. Wjeżdżamy na tor i rozpakowujemy przyczepkę. Jest tego trochę, ledwo ją domknęliśmy. Zagęszczamy ruchy, bo trzeba już gonić zarejestrować się, zapłacić wpisowe i wykupić treningi (w dwóch różnych miejscach i dwóch kolejkach). Gonię, bo przed oczami mam zeszłoroczną sytuację, kiedy to Mirkowi Machijowi zamknęli laptopa przed nosem i powiedzieli, że czas się skończył – biuro zamknięte. Nie zważając na to, że od pół godziny stał do nich w kolejce (szok!). No to sobie chłopak pojeździł w Brnie… a było takich osób więcej, które się nie załapały. Wpadam do biura. Kolejka do samych drzwi. Ze 30 osób. Stoję i zerkam na zegarek, kolejka ani nie drgnie. Obserwuje ile czasu zajmuje rejestracja jednego zawodnika: – podchodzi do pierwszej osoby za kontuarem a ta szuka go na liście zgłoszonych zawodników. Szuka, szuka, szuka – 5 minut? Więcej.