Spis treści
autor: Jakub Bigora
Oprócz mnie udało się to ponad dwudziestu śmiałkom i około godziny ósmej spotkaliśmy się przed Ośrodkiem Wypoczynkowo-Konferencyjnym „Gnysiówka”. Motocykle terenowe i quady wyjeżdżały z busów i przyczep stopniowo zapełniając parking. Oto jak kontynuowano zapoczątkowaną w zeszłym roku Motocyklową Pogoń za Wiosną.
ZASADY
Organizatorzy czyli Sekcja Motocyklowa LKS „Plon” Garbatka oraz Gminne Centrum Rekreacji, Sportu i Promocji w Garbatce-Letnisko dobrze przygotowali się na przyjazd gości. Gorąca herbata, kawa, spora ilość ciastek, koszulka, upominki wręczane już przy rejestracji oraz talon na bigos, kiełbasę i napój do zrealizowania po głównej części imprezy pozwalały zapomnieć o zachmurzonym niebie. Miałem wystarczająco dużo czasu na zdjęcie motocykla i rozmowy z kolegami. Zgodnie z planem, o godzinie 10:30 powitano wszystkich przybyłych, przedstawiono im ogólne zasady imprezy oraz wtajemniczono w szczegóły. Trasa tegorocznej pogoni liczyła 40km, została oznaczona farbą o świeżej, jaskrawo-zielonej, godnej wiosny barwie i wiodła głównie polnymi drogami, przecinając lasy i krótkie odcinki asfaltowe. Gdzieś pomiędzy oznaczeniami rozrzucono emisariuszy wiosny, którzy odpowiednimi kolorami dokonywali wpisów na kartach uczestników.
TRASA
Wiosna wiedziała, że niektórzy wykażą się lisim sprytem i wcześniej zbadają okolicę – dlatego też pierwsze znaki namalowano minuty przed startem. Ustawieni rzędami po trzy pojazdy, czekaliśmy na start. Przedstartowa chwila dla lokalnej prasy: przegazówki, rozgrzewka barków i dłoni – bardziej dla kamer niż na serio i… ruszyliśmy. Pierwsze skrzyżowanie to zawsze wybór pomiędzy zachowaniem grupy, własnym przeczuciem, a zachowaniem większości. Przede wszystkim decyduje czynnik szczęścia.
W ciągu pierwszych piętnastu minut zostałem sam. Niby nic takiego ale uczucie, że wszyscy gdzieś zobaczyli znak, dodatkowo podsycane przez dziesiątki śladów nawrotek i spokój polnych dróg, podsyca niepewność i zdenerwowanie. Wreszcie jest! Pierwszy znak! Na kamieniu, nisko, wśród trawy – byłem tutaj, jak mogłem go wcześniej nie zauważyć?! Jak śpiewał Kazik ”Tak długo szukać i tak dziwnie nagle znaleźć się, Choć tak co wiosnę jest – to jednak cud„ Drugi, trzeci ślad farby…wreszcie jadę! Człowiek cieszy się jak dziecko, znalazł właściwą drogę. Czwarty, wyraźny zielony znak – sprawdzam wszystkie drogi wokół nie znajdując kolejnej wskazówki. Spotykam innego uczestnika – obaj mam zero punktów, opisuję gdzie już byłem, sprawdzamy okoliczną łąkę. Żadnych śladów. Wracając do pierwszej, najprostszej możliwości dziecko wskazuje nam drogę. Poddałem się 100m przed punktem kontrolnym! Był w bocznej ścieżce głównej drogi. Okazuje się, że jesteśmy w czołówce. Wiem, że przede mną jeszcze długa trasa ale mamy szczęście – rozdzielając się, zwiększamy nasze szanse, punkt za punktem, docieramy i odbieramy drugi wpis. Dowiadujemy się, że jesteśmy nielicznymi z zaliczonym punktem pierwszym. Mamy szczęście – znajdujemy punkt trzeci. Sprzęgło mojego KTM wydaje dziwne odgłosy i szarpie. Wydaje mi się, że błądzimy – las wygląda tak samo, znaki są w podobnych miejscach, tymczasem robimy mniejsze kółko w okręgu i wypadamy na punkt czwarty. Przy szukaniu piątki jest gorzej, tracimy czas, jeździmy wkoło. Wydaje nam się, że lepiej kierować się do bazy i liczyć na odnalezienie jednego z trzech pozostałych punktów. Jeżeli znajdziemy ostatni lub przedostatni, znajdziemy też dwa pozostałe – muszą być niedaleko. Trafiamy na punkt szósty i siódmy, na piaszczystym, pagórkowatym odcinku wyraźnie słyszę i czuję, że moje sprzęgło z dołożoną tarczką ma dość. Zgubiliśmy piąty punkt kontrolny. Czas płynie, jadąc oglądamy się za siebie próbując znaleźć znaki, które doprowadziły by nas do ostatniego, dla nas punktu. W końcu jest! Teraz wystarczy wrócić do bazy. Włączam GPS, ustawiam nawigację bezdrożem i jak najszybciej się da, jedziemy do mety. Ostatnia, szutrowa prosta to już wyścig. Całą drogę współpracowaliśmy więc odkręcamy bardziej dla zabawy ale przecież walczymy o miejsca i nagrody. Przyjeżdżamy jednocześnie, oddajemy karty. Kiełbasa z ogniska smakuje jak najlepszy obiad, bigos i kanapki ze smalcem są jeszcze lepsze.
ODCINEK SPECJALNY
Chętni zapisują się na oddzielnie punktowany odcinek specjalny. Wiem, że nie dam rady go przejechać w dobrym czasie więc biorę aparat fotograficzny i ustawiam się przy rzeczce. To tylko jeden z elementów toru – dalej znajduje się śliski, omszały pień, sześć mniejszych przez które należy przejechać dwukrotnie, w obie strony, skocznia, ciasny odcinek stromych wzniesień pomiędzy drzewami (tak ciasny, że nie ma szans na rozpędzenie się) oraz ruchoma równoważnia. Nie jest łatwo. Największe problemy sprawia mała ale zdradliwa rzeczka ze śliskimi kamieniami na dnie i dość wysokim progiem przy wyjeździe, dalej jest już łatwiej ale końcowy odcinek podjazdów bezlitośnie ukazuje zmęczenie i braki w technice. Najszybszym quadowcem został Kamil Kołodziejczyk, zaś na motocyklu najszybciej pokonał tor Mariusz Abramowicz. Na popisowy przejazd poza rywalizacją skusił się obecny na miejscu Rafał Tomaszewski – zawodnik RTM Radom, który cały tor pokonał dwukrotnie, w tym raz z córką Leną, na jednym motocyklu (!). Po emocjach na odcinku specjalnym przyszła kolej na nagrodzenie uczestników.
WYNIKI
Zwycięzcą, zdobywcą Pucharu Wójta Gminy Garbatka-Letnisko został Mariusz Dzik. Tuż za nim przyjechał Michał Kutyła – uhonorowano go Pucharem Burmistrza. Trzecie miejsce, Puchar Starosty Gminy wręczono Maciejowi Lipskiemu. Upominkami uhonorowano także zdobywców czwartego i piątego miejsca: Kamila Kołodziejczyka i Piotra Gilewskiego, a mniejszymi pucharami najmłodszego i najstarszego uczestnika: Lenę Tomaszewską i Tomasza Jeromina.
PODSUMOWANIE
Organizacja amatorskich imprez off-roadowych jest niesłychanie trudna. Media wyciągają z naszego grona przypadki czarnych owiec powodując niechęć społeczeństwa. Nasz bunt powodują „stalowe pułapki na drodze”. Oczywiście są to jednostkowe, rozdmuchiwane przypadki. Sensacją podsyca się wzajemną nienawiść. Jeżeli quad, motocykl przejeżdża przez dane miejsce raz na kilka dni – jest O.K. Inaczej, jeżeli ktoś notorycznie wraca i niszczy dane miejsce – wtedy prosi się o problemy. Tyle tylko, że można zacząć od rozmowy, a później przejść do czynów – nigdy takich, prowadzących do ludzkiej tragedii. Władze lokalne w związku z powyższym boją się organizacji podobnych imprez. Łatwiej jest karać, trudniej współpracować, a coraz częściej zysk jest ważniejszy niż promocja regionu. W przypadku opisywanej imprezy na szczególną uwagę zasługuje właśnie współpraca organizatorów, władz lokalnych i służb mundurowych. Nie było problemów z Policją – ta wspólnie z Strażą Pożarną zabezpieczała niebezpieczne odcinki trasy. Niepokorni zostali przestrzeżeni przed skutkami rozjeżdżania upraw, a czujący sportowy niedosyt walczyli z czasem i przeszkodami na odcinku specjalnym. Współpracą i organizacją gmina Garbatka zdała egzamin na piątkę. Czy my go zdaliśmy? Myślę, że tak. Nie zgłoszono przypadków zniszczonych upraw. Oczywiście na pewno znaleźli by się tacy, którzy chętnie zameldowali by, że nie lubią dźwięku 2T pod oknem, a i z drugiej strony – w większym gronie motocyklistów i quadowców znalazła by się też jakaś rogata istota. Ale skoro ludzie wyżej się dogadali to może jest szansa na legalny, polski odpowiednik wyspiarskich szlaków do off-roadu (Green laning) i więcej tego typu imprez?
Przypisek: Autor tej relacji zajął szóste miejsce, bawił się świetnie. Do zobaczenia za rok!