Etap z San Miguel do San Salvador okazał się kolejnym, który nie był zbyt szczęśliwy dla Łukasza Łaskawca.
Wczoraj odbył się trzeci etap 33. edycji Rajdu Dakar. Zawodnicy ponownie jechali różnymi trasami. Najdłuższy odcinek specjalny musieli pokonać motocykliści i quadowcy. Trasa, poprowadzona przez bardzo różnorodne tereny, nie należała do najłatwiejszych. Duże wysokości, na których było zimno, potem upały oraz bardzo długi odcinek sprawiały, że łatwiej było popełnić błąd.
Etap z San Miguel do San Salvador okazał się kolejnym, który nie był zbyt szczęśliwy dla Łukasza Łaskawca. Podczas drugiego etapu zawodnik miał problemy z quadem, tym razem zaliczył wypadek, który, na szczęście, zakończył się dla niego tylko kilkoma siniakami i koniecznością naprawy popękanych części w quadzie. „Łoker” mimo tego dojechał do końca odcinka i dzisiaj ponownie zobaczymy go na starcie.
„Wczorajszy dzień mogę zaliczyć do średnio udanych. Wyruszyłem około 6:39. Dojazdówka miała ponad 130 km. W górach było dość zimno, ale za to oglądałem niesamowite widoki. Ludzie w Argentynie uwielbiają ten Rajd ponieważ już z samego rana stoją przy ulicach i machają przejeżdżającym zawodnikom. Odcinek specjalny miał 500 km. Po przejechaniu około 80 km miałem wypadek. Nagle na mojej drodze, z kurzu który wzbił motocyklista jadący przede mną, pojawiła się duża, nieoznaczona dziura. Nie mogłem już wyhamować. Wyjechałem w nią tyłem quada. Wybiło mnie w powietrze, wypadłem z quada, a pojazd spadł obok mnie. Leciałem w powietrzu chyba z pięć metrów nad ziemią. Obiłem sobie tylko kolana i nic więcej mi się nie stało. Wstałem, od razu podbiegli do mnie ludzie. Pomogli mi postawić quada na koła. Przez kilka chwil kręciło mi się w głowie, ogarnąłem jakoś quada. Próbując go zapalić zauważyłem, że włącznik uległ uszkodzeniu, złapałem kable na krótko, tak aby był prąd i ruszyłem. Po 5 min od wypadku już jechałem. Oprócz tego w quadzie uszkodził się roadbook, pękła szyba, stelaż pod siedzenie pękł w 4 miejscach. Jednak bez żadnych dalszych problemów dojechałem do końca na 17 miejscu. Na biwaku pożyczyłem stelaż pod siedzenie od Rafała Sonika, za co chciałbym mu podziękować, a resztę naprawia mój mechanik Piotrek. Mam nadzieję, że będzie wszystko ok. Ruszamy dalej. Po kolejnym odcinku czeka nas już biwak w Chile. Ten wypadek spowodował, że poczułem prawdziwy respekt dla tego Rajdu„.
Ostatecznie na mecie tego odcinka jako pierwszy wśród quadowców pojawił się Maffei. Za nim dojechał Argentyńczyk Halpern. Patronelli tego dnia był trzeci, a Machacek zakończył trzeci etap dopiero jako piąty zawodnik w tej klasie.
Nadal bardzo dobrze radzą sobie motocykliści Orlen Teamu. Marek Dąbrowski zakończył ten etap na 21 pozycji. Mimo wczorajszych zapowiedzi, że pojedzie mniej agresywnie, zawodnik nie odpuszczał gazu.
„Zrobiło się trudno. Zmagamy się ze sprzętem, z ciężką trasą i mnóstwem zawodników, którzy stanęli do walki. Nie mogę nawet na chwilę ująć gazu, bo zaraz czuję oddech konkurentów na plecach”.
Jacek Czachor dojechał na 28 miejscu. Kierowca narzekał nieco na moc swojej maszyny.
„Mój nowy motocykl jest bardzo kondycyjny. Wciskam cały czas gaz do oporu i staram się nawiązać walkę z pozostałymi. Jest to niezmiernie trudne, gdyż mniejszy silnik ma zbyt mało mocy. To bardzo męczące. Na trasie gubią się zawodnicy z czołówki rajdu. Później dysponując silniejszymi motocyklami doganiają mnie na trasie. Jadę w ich kurzu, muszę wówczas zwolnic by cokolwiek widzieć. Myślę że kolejne etapy nie będą łatwiejsze”.
Trzeci etap wśród motocyklistów wygrał Marc Coma, który zniwelował swoją stratę do prowadzącego w generalce Despresa do 14 sekund.
Świetnie nadal jedzie Krzysztof Hołowczyc. Trzeci etap kierowca zakończył na doskonałej czwartej pozycji, jednak w generalce nadal zajmuje piąte miejsce.
„To był bardzo trudny etap. Na trasie wiele niebezpiecznych dziur i śliskiego piachu. Ten region Argentyny niedawno niestety nawiedziły ulewy, które wyniszczyły trasę. Jestem bardzo szczęśliwy z wyniku. Nie mieliśmy żadnych przygód, jechaliśmy równo i to przynosi rezultaty. Naprawdę agresywnie ścigaliśmy się przez ostatnie 100 kilometrów. Odrobiliśmy ponad trzy minuty. Zdaję sobie jednak sprawę, że Rajd dopiero się zaczął i jeszcze wiele przed nami. Cieszę się, że jedziemy płynnie jestem w dobrej formie, Jean-Marc świetnie nawiguje i chcielibyśmy, aby tak pozostało aż do mety”.
Dzisiaj kierowcy opuszczą Argentynę i nocować będą już w Chile. Zawodnicy kierować się będą w Andy. Czeka na nich trasa momentami poprowadzona na wysokości nawet 4800 m n.p.m. Dojazdówka będzie liczyć 554 km. Odcinek specjalny zlokalizowany już w Chile będzie miał stosunkowo niewiele, bo tylko 207 km.