Jacek Czachor, Marc Coma i wielu innych zawodników pomyliło drogę, co odbiło się na czasach i wynikach w generalce.
Peru nie rozpieszcza zawodników, którzy jadą do mety tegorocznego Dakaru. Wydmy, kopny piasek i kłopoty nawigacyjne – taki był wczorajszy etap Rajdu. Większość zawodników już myśli o mecie, jednak ekstremalnie ciężki odcinek z Nasca do Pisco przypomniał im, że jeszcze nie mogą się rozluźnić i, mimo zmęczenia, muszą jechać na 100% swoich możliwości.
Jacek Czachor jechał równym, dobrym tempem. Niestety, pomyłka nawigacyjna kosztowała go sporo czasu. Kapitan Orlen Teamu wczoraj zajął 20 miejsce, a w klasyfikacji spadł o jedno oczko i jest 14.
„Jechało mi się bardzo dobrze. Było dużo piachu i wydm, czyli terenu, który sprawia mi największą frajdę. W szczególności szybko pojechałem drugą część OS-u. Walczyłem z Johnnym Aubertem i jechałem z nim na styk, ale, niestety, na 242 kilometrze pojechałem po śladach i zorientowałem się, że droga jest błędna, kiedy czołówka wracała do way pointu. Straciłem trochę czasu szukając tego punktu. Myślę, że strata, którą mam do konkurenta, nie będzie możliwa do odrobienia jutro na bardzo krótkim odcinku specjalnym” – komentował Jacek Czachor.
Więcej szczęścia na tym odcinku miał Marek Dąbrowski. Motocyklista jechał bardzo uważnie, by nie zgubić drogi. Do tego dobre tempo spowodowało, że na mecie był 30, a w generalce przesunął się do góry na 30 pozycję.
„Awans cieszy. Etap był dość przyjemny, trochę po plaży, trochę po wydmach. Jechałem bardzo uważnie by nie popełnić błędu wsłuchując się w silnik, ponieważ bardzo chcę zobaczyć metę w Limie” – komentował Marek Dąbrowski.
Wczorajszy etap okazał się też niełatwy dla czołowych zawodników. Na OS-ie zwyciężył Helder Rodrigues. Poważny błąd nawigacyjny popełnił za to Marc Coma, który wczoraj otwierał trasę. Hiszpan zabłądził gdzieś w okolicach 207 kilometra i stracił aż 12’38 min do swojego największego rywala Cyrila Despres. Francuz wykorzystał to i wskoczył na miejsce lidera w generalce. Dzisiaj na zawodników czeka krótki OS, na którym Coma raczej nie odrobi tych strat, co oznacza, że wczorajsza pomyłka nawigacyjna najprawdopodobniej pozbawi go zwycięstwa w Dakarze 2012.
Także quadowcy wczoraj walczyli z wydmami, które nieco zamieszały w stawce. Jako pierwszy na mecie pojawił się Maffei. Drugi był La Fuente, a dopiero na trzecim i czwartym miejscu dojechali bracia Patronelli. Nasz Rafał Sonik był piąty. Gdyby Polak był klasyfikowany, zajmowałby obecnie czwarte miejsce w generalce.
Hołowczyc ruszył szybko, licząc na dobry wynik etapowy. Niestety, na 182 kilometrze załoga zanurkowała w wydmie i utkwiła na około 35 minut. W tym samym miejscu zakopał się również Nani Roma.
„Znowu bardzo chcieliśmy coś pokazać i wygrać. Po wczorajszych przygodach na wydmach startowaliśmy dziś z odległej pozycji za ciężarówkami. Na wydmie dogoniłem jedną z nich, chciałem ją wyprzedzić. Szlak był na jedno auto, a ciężarówki jadą w specyficzny sposób. Dojeżdżają do górki, tam staja na chwilę i dopiero zjeżdżają. I tak właśnie utkwiliśmy po raz pierwszy, wykopywanie nie zajęło długo, bo około pięciu minut. Wiedzieliśmy już jednak, że ciężko będzie dogonić czołówkę. Pojechaliśmy dalej i w terenie, który był opisany w książce drogowej jako »small dunes« stanęliśmy na dobre. Wyskoczyliśmy i samochód zarył dziobem w piach. Tam już straciliśmy bardzo dużo i to było po odcinku specjalnym. To dobre doświadczenie, bo wiem, że jeszcze nie czuję się pewnie na wydmach i musze się nauczyć je czytać” – powiedział na mecie Krzysztof Hołowczyc.
Ostatecznie udało mu się zająć wczoraj 12 miejsce i przesunąć się w generalce na 10 pozycję.
Dzisiaj na zawodników czeka bardzo krótki odcinek specjalny liczący zaledwie 29 km. Dojazdówka do niego to 254 km. Meta tego ostatniego już tegorocznego odcinka została zlokalizowana z Limie.