Plaża powinna być miejscem, gdzie można się relaksować. Tak też miał ją, podobno, zamiar wykorzystać 27-letni Australijczyk, który wybrał się nocą na przejażdżkę po plaży w słynącej z urokliwych widoków Nowej Południowej Walii.
Niestety, zrealizował swój zamiar i ślad wszelki po nim zaginął. Australijska policja przypuszcza, że nie zauważywszy końca drogi, motocyklista stoczył się do morza i utonął. Okazuje się też, że jechał bez sprawnego oświetlenia i bez kasku. Trudne warunki pogodowe panujące na tamtejszym wybrzeżu utrudniają odnalezienie ciała.
Zakładając, że zaginięcie australijskiego motocyklisty to tylko nieszczęśliwy wypadek, to jazda po plaży może nie jest najlepszym pomysłem, zwłaszcza gdy ma się niesprawne oświetlenie. W kwestii kasku… No cóż – rekiny nie takie puszki otwierały.