Rajd Dakar wkroczył w decydującą fazę. W środę zawodnicy mieli do przejechania odcinek specjalny o długości 631 kilometrów, który był podzielony na dwie sekcje.
Podczas dziewiątego etapu zawodnicy mieli do przejechania 422 kilometry i po raz pierwszy dotarli nad ocean, a także na pustynię Atakama. Polacy znów bardzo dobrze poradzili sobie z odcinkiem specjalnym i ich sytuacja w generalce jest stabilna.
Sobota była dla zawodników dniem odpoczynku, ale w niedzielę czekał już na nich kolejny etap. Tym razem uczestnicy musieli pokonać odcinek specjalny o długości 409 kilometrów. Przekroczyli również granicę argentyńską i tym samym Dakar po raz pierwszy w historii zawitał do Boliwii.
Trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Rajdu Dakar po pięciu etapach wydaje się być dużym osiągnięciem. Jednak Rafał Sonik nie może być zadowolony po zakończeniu czwartkowej rywalizacji na piaskach Fiambali. Kapitan Poland National Team stracił sporo czasu szukając waypointa, a ponieważ ostatecznie nie zdołał go zaliczyć, została mu doliczona godzina kary.
Trasa piątego etapu, która wiodła z Chilecito do Tucuman, liczyła w teorii 527 kilometrów odcinka specjalnego i 384 kilometrów dojazdówek, ale w klasie quadów i motocykli etap zakończył się znacznie wcześniej.
Początkowo na trasie 4. etapu (drugiej części rajdowego maratonu) wszystko układało się po myśli Rafała Sonika. Na zmianę z Sebastianem Husseinim przewodził stawce, aż do momentu, kiedy obaj quadowcy pomylili drogę. - W tym miejscu zgubiło się kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu motocyklistów. Jeździliśmy tam i z powrotem po wyschniętych dolinach rzecznych, szukając właściwej drogi. Straciłem niemal 40 minut – mówił na mecie mocno poirytowany quadowiec.
Po wjeździe na wysokość 4300 metrów nad poziomem morza przyszedł czas na kolejną wymagającą trasę. Tym razem zawodnicy musieli wykazać się zdolnościami nawigacyjnymi.
Rafał Sonik jest nowym liderem Rajdu Dakar w klasyfikacji quadów. Kapitan Poland National Team wygrał trzeci etap rywalizacji z San Rafael do San Juan, pokonując 243 km trasy w 4:58.00, ale miał też sporo szczęścia. Z powodu awarii pompy paliwowej na ostatnich metrach skończyła mu się benzyna i przez linię mety przetoczył się siłą rozpędu.
Po wydmowej trasie przyszedł czas na „wycieczkę” w góry. Dzisiaj zawodnicy jechali z San Rafael do San Juan i czekał ich podjazd na wysokość 4300 metrów nad poziomem morza.