Od jakiegoś czasu zauważamy, że jeden z największych producentów motocykli na świecie, jakim niewątpliwie jest Suzuki, ma wielki problem twórczy i kłopoty z wykorzystaniem własnego potencjału. Brak nowych modeli, długie bazowanie na starych konstrukcjach i nie podejmowanie walki z konkurencją frustruje krajowych przedstawicieli marki oraz dealerów. Nie dziwi zatem fakt, że sami, już nie pierwszy raz, biorą sprawy w swoje ręce. Przed wami jedna z prób – stworzenia pięknego, nowego, konkurencyjnego, europejskiego motocykla na bazie istniejącego modelu, podjęta przez szwajcarski oddział Suzuki.
X-King to streetfighter, którego twórcy chcieli oddać hołd trochę zapomnianemu przez historię B-Kingowi. Jak to zrobili? Otóż pod nóż poszedł futurystycznych kształtów GSX-S 1000. Został obrany ze swoich miniowiewek, zdemontowano również cały przód motocykla wraz z reflektorem, zastosowano zupełnie inną lampę, przebudowano mocowanie rejestracji, zastosowano kierunkowskazy led. Sportowa, aluminiowa rama została osłonięta carbonowymi nakładkami (na zdjęciu widać osłony w kolorze czarnym), zastosowano też carbonową nakładkę na bak. Motocykl ma z wyglądu przypominać B-Kinga, być po prostu prawdziwym streetfighterem od Suzuki. A przecież z litrowym, 145-konnym silnikiem oddziedziczonym po GSX-R 1000 K5, nadal jest to jak najbardziej możliwe.
Każdy egzemplarz tego motocykla będzie numerowany, a zostanie zbudowanych ich „aż” 30 sztuk. Wydaje nam się, że raczej nie zdążą opuścić Szwajcarii i zostaną wykupione na pniu. Jeżeli tak się stanie, udowodni to tylko tezę z początku artykułu. Suzuki!! Obudź się!!
Suzuki X-King dostępny będzie w kolorze czarnym i srebrnym od kwietnia. Podstawowa cena to 15 495 franków szwajcarskich, czyli okolice 60 tys. zł. Jeżeli ktoś z was bardzo by jednak chciał wydać 60 k. na GSX-S 1000 to znaleźliśmy ofertę sprzedaży tego motocykla.
Kto pierwszy, ten lepszy!