Spis treści
Idą wybory, więc rząd obiecuje szczęście, pomyślność i darmowe autostrady. problem w tym, że to paskudna kiełbasa wyborcza, a tuż obok „darmowych” wciąż działać będą dwie najdroższe na świecie.
Rząd przyjął w środę projekt ustawy o likwidacji opłat za autostrady. Nowe przepisy dotyczyć będą pojazdów samochodowych do 3,5 tony, czyli samochodów osobowych i motocykli. I choć na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się ukłonem w stronę kierowców, nie ma wątpliwości, że chodzi o tanią kiełbasę wyborczą.
Rozdać wszystko i każdemu
Wszystko zaczęło się od populistycznego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego podczas kongresu PiS. Tradycyjnie obiecał swojemu żelaznemu elektoratowi pieniądze i bezpłatne usługi, bo skoro zadziałało poprzednim razem, to dlaczego nie teraz. Nie zamierzam udawać ekonomisty, więc ograniczę się tylko do oczywistego stwierdzenia, że za darmo można mieć ewentualnie miłość, czy przyjaźń, ale z całą pewnością nie coś, co ma jakiś fizyczny koszt. Oczywiste jest więc, że za to, co „bezpłatne” zapłacimy wszyscy.
Przyjrzyjmy się jednak kwestii autostrad. Deklaracje rządu wyglądają okazale, ale pamiętać trzeba, że dotyczyć będą póki co wyłącznie „rządowych” odcinków – Stryków – Konin i Wrocław – Sośnica. Pozostałe albo i tak są bezpłatne (np. Kraków – Rzeszów), albo zarządzane przez koncesjonariuszy. A ci łatwo skóry nie oddadzą – wystarczy przypomnieć, że Stalexport, zarządzający odcinkiem Katowice – Kraków i KI One, odpowiedzialny za odcinek Świecko – Konin, ścigają się o tytuł zarządcy najdroższej autostrady w Europie.
Koncesja na A2 do… 2037
Koncesja na ten pierwszy odcinek wygasa w 2027 roku i, jak twierdzi minister Adamczyk, jest mało prawdopodobne, że rząd zdecyduje się ją przedłużyć. Należy się więc spodziewać, że koncesjonariusz wykona dwa ruchy – zaniecha inwestycji i zmaksymalizuje cenę za przejazd. Jeszcze gorzej wygląda sprawa z drugim odcinkiem – A2, gdzie koncesja kończy się dopiero w roku 2037. Tutaj też nie ma wątpliwości, że ceny będą rosnąć. W dodatku obie umowy są tajniejsze niż archiwa Watykanu, trudno więc powiedzieć co można by zrobić, by zakończyć je przed czasem.
„Darmowe” autostrady oznaczają, że pieniądze na ich utrzymanie i inwestycje w nowe trzeba będzie zdobyć inaczej. Jak? Najprościej wziąć z budżetu, czyli podnieść podatki. I w ten sposób wszystkim nam wszystko zdrożeje, ale przynajmniej będziemy mogli „za friko” przejechać się ze Strykowa do Konina.
Jeszcze pod koniec 2021 roku Andrzej Adamczyk grzmiał, że nie stać nas na utrzymywanie bez końca darmowych autostrad i że opłaty za przejazd będą sukcesywnie wprowadzane na kolejnych odcinkach. Środki pozyskane w ten sposób miały zasilać Krajowy Fundusz Drogowy i służyć kolejnym inwestycjom. I tutaj mamy dla was zagadkę: kto sfinansuje te inwestycje?
Zniesienie opłat za dwa rządowe odcinki mają wejść w życie już 1 lipca.
Zostaw odpowiedź