autor: Mikołaj Juskowiak / Artur Marciniak
Quad Speedway to nowa dyscyplina sportów motorowych. Zawodnicy ścigają się na quadach, a areną zmagań jest tor żużlowy. Zawody odbywają się w Lesznie; w sierpniu rozegrano trzecią z czterech zaplanowanych w tym sezonie rund.
Na zawodach obowiązują takie same przepisy, jak w żużlu – quady pokonują łuki ślizgiem kontrolowanym, podobnie jak żużlowcy. Jakich maszyn używają do ścigania? O tym opowiedział nam jeden z organizatorów, Artur Marciniak: „Większość to Yamahy YFZ 450, kilka 450R, ale te spisują się raczej słabo. Jest kilka Suzuki LTR 450 i Honda TRX450, która jest zdecydowanie najszybsza i najbardziej stuningowana. Quady są dość mocno ukierunkowane na żużel – wymieniamy standardowo to, co tuninguje się przy quadach, czyli wydech, filtry, mapy zapłonu i sterowanie wtryskiem, ale też walki rozrządu, zapłon itp., więc zakres możliwości jest szeroki i nie ma jednej drogi, która prowadzi do celu, bo niektórym lepiej jeździ się tak, a innym inaczej. Są to quady, którymi jeździmy także w motocrossie i cross country, ale nikt specjalnie nie tuninguje zawieszenia akurat pod żużel, najwyżej jakieś dystanse z tyłu, ale też nie za duże, bo przeszkadzają w kontrolowaniu ślizgu. Tylko jeden zawodnik ma Raptora 660, ale ta pojemność nie spisuje sie za dobrze i, chyba ze względu na masę quada, nie odnosi on większych sukcesów”.
Trzy godziny przed zawodami rozpoczął się oficjalny trening, na którym doszło do groźnie wyglądającego wypadku. Tomek Rochmankowski, właściciel firmy Kenny Polska, sponsora zawodów, zderzył się z Romanem Miłkowskim tuż po tym, jak Roman wpadł w poślizg na wyjściu z łuku. Tomek uskarżał się na ból, ale w zawodach wystartował. Dopiero po zawodach okazało się, że jednak złamał rękę. Wszyscy zawodnicy życzyli mu szybkiego powrotu do zdrowia.
Po zakończeniu treningu służby techniczne przygotowały tor, a zawodnicy mieli chwilę na rozmowy i ostateczne przygotowanie się walki. W stawce zawodników pojawiło się kilka nowych twarzy, jednak większość to już znani z tego cyklu imprez uczestnicy. Największym zaskoczeniem była nieobecność Darka Witkiewicza, który dotychczas wygrywał wszystkie poprzednie edycje. W związku z brakiem faworyta zaostrzył się apetyt pozostałych riderów na zdobycie okazałego pucharu za pierwsze miejsce.
Początek zawodów pokazał to, co często widać podczas zawodów żużlowych – zawodnicy jadący na „swoim” torze, ze względu na jego dobrą znajomość, czują się na nim pewniej i potrafią także szybciej jechać. Pierwszy bieg wygrała para Leszczynian, Jacek Malepszy przed Gniewkiem Nowickim, przywożąc za sobą debiutantów na Smoczyku, Łukasza Sczerbę i Klaudiusza Rostowskiego. W następnych wyścigach dochodziło do wielu niespodzianek i nieprzewidzianych wyników. Wielkim zaskoczeniem były wygrane: w drugiej gonitwie Tomasza Dominiaka, zaś w czwartej odsłonie bardzo szybkiego tego wieczoru Marcina Bajera, właściciela firmy MB Pharma, jednego ze sponsorów turnieju. Warunki na stadionie zaskoczyły zawodników, gdyż trening przeprowadzono na suchym i twardym torze, a przed samymi zawodami mocno zlano go wodą. Późna pora, a więc brak słońca, które mogło osuszyć arenę walki, spowodowały problemy niektórych zawodników z odczytaniem toru i właściwym dopasowaniem sprzętu. Od drugiej serii startów zaczęła się wyłaniać grupa szybszych zawodników, do której, oprócz zwycięzców pierwszej rundy, dołączyli, znany z poprzedniej edycji zawodów, bardzo dobrze radzący sobie w Lesznie, Błażej Kępka i zawodnik pochodzący z Zielonej Góry, ale będący członkiem klubu Quady Leszno, Bartek Sochacki. Pewnym zaskoczeniem była słabsza postawa wicelidera klasyfikacji przejściowej, Artura Marciniaka, który po dwóch startach zdobył zaledwie 2 punkty. Kolejnym zaskoczeniem in minus było tempo Leszka Śmigielskiego, który wcześniej stawał na podium, na treningu imponował prędkością, a w czasie zawodów zupełnie sobie nie radził.