Puchar Europy, Tor Poznań - pełna relacja - Motogen.pl

Stało się. Puchar Europy w Polsce. Odbył się. Ile gadania było przed imprezą: że gdzie, że wstyd, że po co to komu, że Polacy się tylko skompromitują. A rzeczywistość okazała się zupełnie inna… Organizatorzy stanęli na wysokości zadania i dopięli (prawie) wszystko na ostatni guzik.
 

Ale od początku.
 

„Nie jestem zadowolony z organizatorów – jestem z nich dumny!!! Oczywiście, można było ustawić w inny sposób trybuny dla widzów, telebim mógł być większy, ale tak naprawdę to zawsze i wszędzie można wytknąć jakieś błędy organizacyjne, tu więcej było plusów i pozytywów.” – Paweł Szkopek, Mistrz Polski Superbike, zdobywca Pucharu Europy
 

„Zdecydowany krok naprzód, o niebo lepsza organizacja niż podczas rund WMMP, znakomita komunikacja, wszystko ogarnięte logistycznie na wysokim poziomie, szybko podejmowane decyzje, jednym słowem – impreza na europejskim poziomie” – Janusz Oskaldowicz, II Wicemistrz Polski Superbike.
 

„Rok temu, kiedy pojawiły się pierwsze wieści o możliwości zorganizowania Pucharu Europy w Polsce, sugerowałem dołożenie kostki w parku maszyn, zwiększenie ilości punktów z możliwością podłączenia prądu czy też modernizację łazienek (szczególnie zasilenie w ciepłą wodę). Jeśli chodzi o te rzeczy, nic nie zostało zrealizowane, ale to nie wina samych pracowników Toru Poznań. Oni dołożyli wszelkich starań, aby impreza odbyła się i wszystko zagrało. Należą im się szczerze pochwały. Trochę śmieszna była parada na otwarciu zawodów – Harley’e i zabytkowe samochody – nie do końca pasowało to do formuły imprezy. Poza tym, jestem bardzo zadowolony, że Puchar Europy odbył się i wszystko przebiegło poprawnie organizacyjnie.” – Adam Badziak, jeden z czołowych i najbardziej znanych polskich zawodników, startujący obecnie w klasie Superstock 1000.
 

„Bolesne jest to, że wyścigi motocyklowe w Polsce nie są nagłaśniane przez samych organizatorów, a w wyniku tego przez media. Tak samo stało się z rundą Pucharu Europy – porażka, zero nagłośnienia imprezy w ogólnopolskich mediach. Wydaje mi się że nasz sponsor – Otomoto – zrobił większą i skuteczną kampanię promocyjną tych zawodów niż sam PZM i AW. Pozytyw – telewizja, telebim i relacja na żywo. Ale żeby nie słodzić, to spora łyżka dziegciu trafiła się w tym wszystkim – jakość relacji – słaba, operatorzy kamer nie do końca wiedzieli, jak uchwycić jadących, często pokazywali nie to co trzeba, np. „ogon” wyścigu, nie było połączenia z chronometrażem, a szkoda. TVP też nie postarało się przygotowując relację, która była na tak niskim poziomie, że miałem szczerą chęć wyrzucić mój telewizor przez okno… Ale jeszcze raz podkreślam, że dobrze, że coś się ruszyło. Jeśli chodzi o same zawody od strony wyścigów – bardzo dobrze, tu nie ma się do czego przyczepić. Dokładny i czytelny harmonogram czasowy, powiadomienia o zmianach, sprawny odbiór techniczny, wyniki natychmiast po kolejnych biegach – tu wyrazy uznania dla obsługi toru. Ale kto wymyślił te pseudo-atrakcje na otwarciu zawodów??? Żenująca parada, przemówienia… Zapachniało głębokim PRL’em. Kto na tym skorzystał? Chyba tylko zaproszeni oficjele, którzy pokazali się publicznie, pod krawatami i w długich prochowcach. A gdzie dbałość o kibiców?! Trybuny OK, ale co poza tym? Mam nadzieję, że ktoś potraktuje to jako nauczkę i wyciągnie wnioski na przyszłość…” – Michał Pernach, do niedawna czynny zawodnik WMMP, obecnie menadżer zespołu Otomoto Racing i Andrzeja Chmielewskiego, Mistrza Polski klasy Superstock 600.
 

Tyle tytułem wstępu…
Na Tor Poznań dotarłem w czwartek 18 września. Bez wystrzału, rano spotkać można było niewiele osób z różnych teamów. Wszyscy nawzajem pomagali sobie rozstawiać namioty, rozpakowywać samochody. Ale ilość zawodników nie powalała. O 15.00 rozpoczęły się wolne treningi. Te dla zawodników Pucharu UEM przeplatane były jazdami dla amatorów. Ponieważ ilość zawodników zgłoszonych do zawodów nie była zbyt duża, na wniosek zgromadzonych podjęto decyzję, aby wszyscy pojechali razem. Przyznam, że do tej pory nie widziałem czegoś takiego – „setki” i „ćwiartki” ganiały wspólnie z 600-kami i litrami. A co najciekawsze, to 250-ki szły takim ogniem, że „szejsetom” ciężko było je dogonić! Pełen ogień! No i dźwięk wściekłego dwusuwu kładł publikę na glebie – prawdziwa ostra jazda. Im bliżej wieczoru, tym więcej załóg zjeżdżało do parku maszyn. Mimo że pogoda nie dopisywała, wiał chłodny wiatr i było po prostu zimo, wyścigowe miasteczko zaczęło się rozrastać. Warto też wziąć poprawkę na to, że większość zawodów odbywających się za granicą rozpoczyna się od piątkowych, wolnych treningów. W czwartek nic się nie dzieje, a tory świecą pustkami.