Spis treści
Minął jakiś czas od wprowadzenia bezwzględnego pierwszeństwa pieszych w obrębie przejścia. Jak jeździ się po Polsce po zmianie przepisów?
Od niedawna kierowca prowadzący pojazd ma obowiązek przepuścić pieszego w okolicy przejścia dla pieszych. Nie wiemy, czy statystyki wypadków potwierdzają celowość wporwadzenia tych przepisów. Pewne jest jednak, że jeździ się trudniej.
Miasto
Poruszając się po mieście w obrębie skrzyżowań bez świateł, zaczynają się tworzyć korki. Żaden z kierowców nie chce ryzykować potrącenia, co znacząco wpływa na czas przejazdu. Z jednej strony to super. Pieszy nie jest niczym chroniony i wymaga ochrony, troski. Z drugiej strony coraz częściej widzę młodych ludzi dochodzących do przejścia z głową w telefonie i wchodzących bez żadnego upewnienia się, czy mogą bezpiecznie wejść na jezdnię.
Nawet jeśli chroni ich prawo, zdroworozsądkowo zachowują się nieroztropnie. Bezwładność samochodu czy motocykla jest za duża, żeby zatrzymać się w miejscu. Ponadto czasami, szczególnie po zmroku i przy nieprawidłowo zaparkowanych autach ciężko dostrzec pieszego i nawet 20 km/h nie zagwarantuje bezpieczeństwa. Zwłaszcza przy nagłym wtargnięciu na pasy. Nie ważne, czy ma pierwszeństwo. To jego ciało przyjmie uderzenie.
Poza miastem
Dla odmiany na wielu ruchliwych trasach przejście pieszego było czasem niemożliwe. Teraz mam wrażenie, że piesi wyraźnie zyskali komfort funkcjonowania. Inna sprawa, że podobnie jak w powyższym akapicie, pierwszeństwo nie uwalnia ich od zdroworozsądkowego zarządzania własnym bezpieczeństwem, dlatego osobiście nie wszedłbym na ulicę bez kontroli sytuacji.
Pozostaje jeszcze kwestia stania przy przejściu dla pieszych. Załóżmy, że w jego obrębie stoi typ i gada przez telefon. Albo na kogoś czeka. Większość aut i tak staje, mimo, że potencjalnym przechodniem przez pasy nie jest. I teraz się zastanawiam, czy przejechanie w takiej sytuacji, jest złamaniem prawa? Jak byście to zinterpretowali?
Jakieś refleksje?
Na koniec kilka refleksji: wprawdzie każdy kierowca jest pieszym. Ale ma też świadomość, że jego pojazd nie staje „od ręki” i zastanawia się, zanim wejdzie na drogę. Kontroluje sytuację i ruch. Wprowadzenie pierwszeństwa dla pieszych, to proszenie się o kłopoty, bo część społeczeństwa założy, że może wejść bez względu na okoliczności i zrobi to, gapiąc się w telefon.
Oczywiście wina będzie po stronie kierowcy, ale marne to pocieszenie. Od jakiegoś czasu w EU trwa nagonka na użytkowników dróg. Ograniczenia, utrudnienia, wzrost opłat za posiadanie pojazdu pod pozorem ekologii i bezpieczeństwa.
Rozwiązaniem nie jest ograniczenie jazdy, tylko tworzenie infrastruktury i edukacja zarówno pieszych jak i kierowców. Swoją drogą, coraz bardziej odechciewa mi się wsiadać za kółko, bo mam wrażenie, że system chętnie przyjmuje moją daninę związaną z posiadaniem pojazdu (w podatkach za paliwo, naprawy, opłaty autostradowe, części itp.), chętnie z niej korzysta, a nie robi zupełnie nic, żeby standard usługi (poruszania się po drogach) był w jakikolwiek sposób poprawiony.
Chętnie pod pozorem bezpieczeństwa i ekologii wprowadza się opłaty, ograniczenia, wyższe mandaty, itp, a w zamian otrzymujemy spowolnienie ruchu. A może chodzi o większe zużycie paliwa, żeby wpływy z akcyzy były wyższe?
Poza tym czy to, że jakiś przepis jest wprowadzony w EU, znaczy, że mamy go przeszczepić 1:1 na nasz grunt? Dobra, wchodzę w teorie spiskowe. Napiszcie, jak Wam się jeździ po zmianach przepisów. Czy wirtualna, pseudouspokajająca ekologia i bezpieczeństwo, zamiast zdrowego rozsądku obywatela powinny być priorytetem w organizowaniu wszelkich dziedzin życia.
Zostaw odpowiedź