Ograniczenie prędkości w mieście do 25 km/h – dokąd zmierza motoryzacja? - Motogen.pl

Na terenie Londynu, w jednej z dzielnic biznesowych wprowadzono eksperymentalne ograniczenie prędkości do 15 mil na godzinę, co odpowiada 25 km/h. Czy to początek ataku na prywatną motoryzację?

Na wstępie dodam, że jestem antyfanem wszelkich teorii spiskowych. Jednak obserwując, dokąd zmierza ustawodawstwo w Europie, dochodzę do wniosku, że wszystko ma na celu zatrzymanie indywidualnej motoryzacji.

Ograniczenie prędkości do absurdalnych 25 km/h (jak się okazuje 30 km/h to zbyt szybko), likwidacja pasów ruchu na rzecz ścieżek rowerowych, blokowanie wjazdów do miast dla pojazdów spalinowych itp.

Zobacz też: Zaledwie 25 km/h w centrum? Czy będą naśladowcy europejskiej stolicy?

Wiwat bezpieczeństwo i ekologia

Oczywiście wszystko to jest robione pod banderą bezpieczeństwa i ekologii. Oczywiście jestem w stanie uwierzyć, że emisja CO2 powoduje ocieplenie klimatu, rozpuszczenie lodowców i katastrofę ekologiczną, a sama produkcja nowych pojazdów, spalanie paliw, używanie całej chemii motoryzacyjnej będzie toksyczna dla planety i ludzi. Odkąd rozwinęła się cywilizacja, emitujemy zanieczyszczenia, wzrasta ilość zachorowań na nowotwory, astmy, alergie itp.

Jednak przejście na pojazdy elektryczne ma także pewne minusy. Duża część energii elektrycznej pozyskiwana jest z paliw kopalnianych, baterie produkowane z pierwiastków ziem rzadkich, co sprawia, że sam proces produkcji i utylizacji akumulatorów są kosztowne i toksyczne. Zatem pojazdy elektryczne wcale nie są zauważalnie bardziej ekologiczne. Inna sprawa, że ich charakterystyka jazdy, osiągi są piorunujące względem spalinowców i nie emitują w mieście CO2.

Mimo wszystko ideę ekologii jestem w stanie trochę zrozumieć, bowiem brudzimy na planecie, czas to ograniczyć.

Bezpieczeństwo jeszcze raz

Jednak samej idei poprawy bezpieczeństwa tylko poprzez ograniczenie prędkości nie zrozumiem. Edukacja, zmiana infrastruktury, szkolenia – jak najbardziej. Głupi, niewyedukowany, nierozumiejący sytuacji drogowej kierowca będzie zawsze zagrożeniem, bez względu na to, z jaką prędkością się porusza. Mądry, świadomy, będzie jeździł bezpieczniej przy 50 km/h niż pierwszy z prędkością 25 km/h.

Rozumiem ograniczenia, progi zwalniające w pobliżu szkół, wąskich chodników, placów zabaw. Ale jak pomyślę, że w całym centrum Warszawy miałbym się poruszać 25 km/h, to wolę wziąć rower.

Sedno

I chyba o to właśnie chodzi ustawodawcom. O odwrót od prywatnej motoryzacji. Ograniczeniami, zakazami i podatkami są w stanie moderować ilość pojazdów na rynku. A jednocześnie chętnie czerpią wpływy z akcyzy na paliwa, podatki z działalności związanych z motoryzacją, sami także używają służbowych pojazdów. Tego już w ogóle nie rozumiem. A może to po prostu sondowanie, jak wiele obywatel jeszcze zniesie, aby wygodnie podróżować…

Jeśli będę miał nowoczesną, sprawną i punktualną komunikację miejską, rozważę rezygnację z codziennej jazdy autem. A może nawet sprzedam. W końcu, po co generować koszty. Jednak aktualnie transport publiczny, choć lepszy niż 20 lat temu nadal jest niekonkurencyjny.

Co dalej?

Przypuszczam, że przyszłość komunikacji indywidualnej zostanie zdegradowana do elektrycznej hulajnogi czy roweru na rzecz komunikacji zbiorowej. Przypuszczam także, że dalsze wyjazdy ograniczą się do wypożyczenia auta turystycznego.

Inna sprawa, że w trasę jeżdżę najwyżej dwa razy w miesiącu. Więc ze swojego auta korzystam zgodnie z przeznaczeniem w najlepszym wypadku 4 dni w miesiącu. W tym czasie mógłby pracować dla kogoś innego.

Zatem zamiast dziesięciu aut w mieście, wystarczy jedno, sensownie zarządzane, bezpieczne, nowe, ładnie utrzymane, wypożyczane w sensownej cenie. Płacąc abonament na użytkowanie pojazdu, może okazać się to tańsze i wygodniejsze, niż utrzymywanie kilku aut, które w 90% swojego „życia” stoją.

A motocykle?

Motocykle w przeciwieństwie do większości samochodów są wykorzystywane nie z powodu potrzeb a zainteresowań. Jednak czy wobec spadku zainteresowania jednośladami przez młodsze pokolenia, wobec podobnych utrudnień, które spotkają kierowców aut, czy będą skazane na wyginięcie w formie indywidualnej?

Zaryzykuję twierdzenie, że nas to nie dotyczy, ale z pewnością dotknie następne pokolenie. Tylko czy ktoś się będzie tym przejmował? Ilu znacie miłośników pojazdów parowych, dyliżansów, karet? Ja chyba nikogo. Za 30 lat większość dzieci nie będzie interesować się jednośladami.

W każdym razie warto wykorzystać ostatnich kilka lat na nieskrępowaną jazdę, zanim założą nam ustawowy kaganiec, ograniczniki prędkości i dobiją podatkami za posiadanie tradycyjnych, spalinowych jednośladów. Tym razem mam nadzieję, że bardzo się mylę. A Wy, co o tym sądzicie?


Jedna odpowiedź

  1. abc

    Motocykle w tym całym ekologicznym wale są traktowane jak podobne zło co samochody.
    Konfiskata pojazdu za podwójne przekroczenie, czyli 50 na 25…

    i teraz ktoś powie – będę jeździł tanim samochodem i niech spierdalają – otóż nie będzie.
    Bo tanim – czytaj starym – nie wjedzie nigdzie przez strefy czystego transportu, czyli minimum elektryk za 130-200k, żeby móc jeździć – próg wejścia + ryzyko jego utraty za byle pierdnięcie, i pytanie – czy nadal chcesz jeździć i mieć samochód czy motocykl?

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany