MegaWatt, Mistrzostwa Europy, Enduro Rally24 - Ewa Pikosz nie próżnuje! - Motogen.pl

autor: Ewa Pikosz

Wrzesień, jak praktycznie co roku, rozpoczęłam od najbardziej wyczekiwanych w tym sezonie zawodów hard enduro, czyli RedBull 111 MegaWatt, do których przygotowywałam się w wakacje. Są to jedne z największych zawodów organizowanych w naszym kraju, w których startuje 1000 zawodników, którym kibicuje kilka tysięcy widzów. W tym roku w MegaWatt brałam udział po raz trzeci.

Ale zacznijmy od początku – w sobotę 8 września rozpoczęły się kwalifikacje. Motocross mnie nie przerażał, ponieważ tutaj chodzi o prędkość, a szybką jazdę lubię, natomiast próba cross-enduro zaskoczyła chyba wielu. Próba o wiele dłuższa. Przeszkód o wiele więcej. Pierwsze podejście odcinek motocrossowy, a następnie tor super enduro. Myślałam, że jestem dobrze przygotowana, ale po starcie okazało się, że jak bardzo się mylę. Kondycja siadła. Drugie podejście w odwrotnej kolejności najpierw super enduro, a następnie motocross. Finalnie po dwóch przejazdach kwalifikacyjnych byłam 666, co dawało mi możliwość startu w Finale GoPro.

W wyścigu brało udział 250 osób, a ja zajęłam 157 pozycję. Nie mam co porównywać wyniku z zeszłym rokiem, ponieważ kwalifikacje były o wiele bardziej wymagające. Ukończyłam jednak ten wyścig w przewidzianym czasie jako jedyna kobieta ze wszystkich biorących udział w tym roku w RedBull 111 MegaWatt!

Po powrocie nie było chwili wytchnienia, bo już w czwartek wyjeżdżałam na Mistrzostwa Europy Enduro w Kielcach. Na początku roku wyznaczyłam sobie za cel wzięcie udziału przynajmniej w jednych zawodach międzynarodowych. I tak też się stało. Trzy dni ścigania się na kieleckich terenach dały mi prawdziwą szkołę enduro. Prawie 300 km dojazdówek dziennie i 8 odcinków specjalnych na czas. Pierwszy enduro z podjazdami i zjazdami, a drugi motocross wytyczony na polu z milionem zakrętów. W zawodach wzięłam udział jako drużynowa reprezentacja kobiet.

W piątek walczyłam na trasie ok 8 godzin, ale z powodu awarii motocykla i konieczności napraw nie zmieściłam się wyznaczonym czasie, co zaskutkowało wykluczeniem. Mogłam jednak startować w sobotę. Na następny dzień skrócono czas okrążeń, co nie ułatwiało startu. Jako jedyna dziewczyna z reprezentacji walczyłam na trasie i znów poległam ze względu na wyśrubowany czas. W niedzielę czekała na nas już tylko krótka dojazdówka i wyścig na torze motocrossowym w Dębskiej Woli.

Czasy uzyskane przez całą drużynę w ciągu trzech dni dały nam dla Polski brązowy medal. Jestem z niego ogromnie dumna, gdyż zawody były dla mnie bardzo wymagające, a głównie była to walka z uciekającymi minutami na trasie. Było to dla mnie również wyzwanie, gdyż w zawodach startowałam Husqvarną TE250, którą jeździłam przed zawodami może przez 2 mth. Motocykl na dojazdówkach ekstra, ale na odcinkach specjalnych nie byłam przyzwyczajona do takiej mocy i wagi i było mi o wiele trudniej niż na setce.

No i ostatnie wyzwanie tego miesiąca, rajd długodystansowy na nawigację Enduro Rally24 na KTM EXC 450. Zawody rozpoczęły się piątkowym prologiem i zapoznaniem się z nową aplikacją nawigacyjną stworzoną na ten rajd. Zajęło mi chwilkę zanim się zorientowałam o co chodzi, ale finalnie załapałam wszystko i spokojnie poszłam spać przed sobotnim startem. W sobotę pobudka o 6 rano, śniadanie i wyjazd z bazy.

Pierwszy etap zakładał 350 km trasy na nawigację i 5 odcinków specjalnych z pomiarem czasu. Etap ten ukończyłam po 8 godzinach. Następnie mały wyścig motocross na torze w Giżycku i przerwa na posiłek regeneracyjny. Po nim odcinek nocny, czyli 130 km i 3 odcinki pomiarowe, który przejechałam w 5,5 godziny. Chyba ten etap był dla mnie najtrudniejszy, gdyż o tyle, gdy jechaliśmy drogą nie było większego problemu z odnalezieniem trasy, to na drogach polnych było to już czasami wyzwaniem. Szukałam „bardziej” głównej drogi i jakichkolwiek śladów mówiących o tym, że może iść dęty trasa.

Chciałabym w tym miejscu podziękować za świetną zabawę Witkowi z PGA, z którym jechałam w duecie i przez 13,5 godziny świetnie dogadywaliśmy się co do nawigacji. Oczywiście ja jechałam jako pierwszy nawigator z czego jestem bardzo zadowolona, bo na metę przyjechaliśmy jako jedni z pierwszych. Myślę, że rajd był świetnym wstępem do prawdziwego nawigowania z road bookiem. A sama impreza zorganizowana była bardzo profesjonalnie i jak najbardziej mogę ją polecić na przyszły rok. Można wybrać krótszą trasę bez odcinka nocnego lub trasę dla AVT/Adventure, tak więc każdy znajdzie dla siebie kawałek świata.