Nie od dziś wiadomo, że rozwój technologiczny bardzo przyspieszył, a skostniałe prawo, ubierające wszystkie pojazdy w kategorie, a jazdę nimi w procedury – po prostu za nim nie nadąża. Prawo ma problem z definicją nie tylko takich pojazdów, jak rowery elektryczne z silnikami przekraczającymi moc 250W, ale także z elektrycznymi hulajnogami, deskorolkami, segwayami i innymi elektro-wynalazkami.
Dochodzi do tego, że jadąc naszą elektryczna hulajnogą Kawasaki, która nawet ma swojego sławnego ambasadora w Polsce, nie wiemy gdzie możemy robić to legalnie. Według prawa, jesteśmy pieszym, któremu przysługuje chodnik, a gdy go nie ma, pobocze drogi… Co gdy jedziemy np. po drodze dla rowerów, albo biegniemy nią (jak pieszy, to pieszy) jezdnią? Mandat do 500 zł! Wszystko zależy od tego, na jakiego stróża prawa trafimy. Oczywiście niczego nie chcemy wam sugerować, ale jako piesi, macie prawo nie tylko poruszać się jeździkiem kilkadziesiąt kilometrów na godzinę bez kasku ale i być pod wpływem alkoholu… Dramat prawda?
Ministerstwo Infrastruktury podjęło, już kilka lat temu, próbę nowelizacji przepisów PORD, wprowadzając definicję urządzenia transportu osobistego – napędzanego siłą mięśni lub silnikiem elektrycznym pozwalającym rozpędzić się do prędkości nieprzekraczającej 25 km/h. Łapałyby się w to wszystkie elektryczne wynalazki do 0,9 m szerokości, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Zatem na razie liczymy na spolegliwość stróżów prawa, gdy zatrzymają nas legalnie jadących na bani, ale nielegalnie, bo po drodze dla rowerów, na naszym zielonym jednośladzie marki Kawasaki.