Pierwsze w tym roku podium, zdobyte w jego ojczyźnie, podniosło Nicky’ego Haydena na duchu.
Amerykanin zaliczył bardzo udany wyścig na torze Indianapolis. Mistrz świata z 2006 roku, zajął tam drugie miejsce, zobywając tym samym pierwsze podium w tym sezonie. Zawodnik Repsol Hondy miał nawet okazję prowadzić przez długą częśc wyścigu, co było ogromną pociechą po, jak sam to określił, „osiągnięciu najniższego punktu“.
„To był wyścig w mojej ojczyźnie, oczywiste jest więc, że starałem się wygrać“, mówi Hayden. „Przyjechałem tu bedąc, prawdopodobnie, w najniższym punkcie swojej kariery . Nawet jeśli nie było aż tak źle, to moje wyniki w tym roku były bardzo kiepskie.“
„Kentucky Kid“ został w końcu prześcignięty przez Valentino Rossiego, jednak przestrzeń pomiędzy nim a Jorge Lorenzem była wciąż duża. Niestety, przesrzeń ta została zlikwidowana przez czeroną flagę. Były mistrz świata przyznał się, że nie wie czy byłby w stanie ukończyć wyścig, gdyby flaga się nie pojawiła.
„Na początku wszystko było w porządku, jednak im bliżej końca – kiedy zaczął wiać wiatr – tym robiło się trudniej. Po każdym okrążeniu pojawiały się nowe kałuże, a moim głównym problemem było to, że zużyłem większość opony, kiedy było jeszcze w miarę sucho“, wyjaśnia Hayden.
„Kiedy zaczęło znowu padać bardzo potrzebowałem bieżnika, a z mojego niewiele zostało. Gdyby nie przerwano wyścigu, nie jestem pewien, czy udałoby mi sie go dokończyć. Generalnie jechałem na resztkach opony.“
Red Bull Indianapolis Grand Prix było pierwzym wyścigiem Haydena, po nabawieniu się dośc poważniej kontuzji nogi. Był to również jeden z jego ostanich wyścigów w barwach Repsol Hondy. Amerykanin potwierdził, że jego współpraca z teamem zakończy się wraz z końcem sezonu.