Spis treści
Drzewa przy drodze, niebezpieczeństwo czy komfort podróżnych? Czy są potrzebne? Z jakiego powodu je posadzono i jaka czeka przyszłość…
Na jednym z portali motoryzacyjnych przeczytałem całkiem fajny artykuł o drzewach przy drodze, jaka była geneza tego zjawiska, po co są oraz jaka czeka je przyszłość. Postanowiłem podjąć dyskusję i podzielić się swoimi przemyśleniami. Ale od początku. Drzewa w ciągu kilku dekad miały różne funkcje: dawały cień woźnicy i koniom ciągnącym wóz. Z czasem dostrzeżono ich pozytywny wpływ na ograniczenie nawiewania śniegu w zimie czy lepsze utrzymywanie się nawierzchni (cokolwiek to znaczy).
Konkluzją materiału były statystyki wypadków, z których wynika, że na sto uderzeń w drzewo giną w Polsce 23 osoby. W efekcie wraz z modernizacjami dróg drzewa będą sukcesywnie usuwane, bowiem kierowcy poruszają się coraz szybciej. I w tym momencie dostałem ataku agresji. Ale o tym za chwilę…
Wewnętrzna złość
Oczywiście nie mam złości do autora, bo materiał był całkiem sensowny, a raczej do przemyśleń urzędników. Ktokolwiek poruszał się mazurskimi czy pomorskimi drogami, z dużą ilością drzew wie, że, mimo że nie są zbyt bezpieczne, pięknie wpisują się w krajobraz. Jazda nimi często jest znacznie przyjemniejsza, niż zwykłymi, prostymi i nagrzanymi słońcem asfaltówkami. To, że jako kierowcy mamy coraz bezpieczniejsze i szybsze pojazdy nie zwalnia nas od zdrowego rozsądku.
Wina drzew czy kierowców?
Trzydzieści pięć poduszek nie uratuje sytuacji, jeśli przy 150 km/h wylecimy z drogi i uderzymy w drzewo mimo, że znaki ograniczają prędkość do 40 km/h. W zasadzie większość kolizji wynika z niedostosowania prędkości do warunków z jazdy. „A co tam, mam służbową Skodę, jestem królem świata, czeladź precz z drogi, bo pan jedzie”. Wyprzedzanie na wzniesieniu, przed przejściem dla pieszych, a kto mi zabroni. Tyle razy się udawało.
Podobnie jest z mistrzami WRC zasiadającymi za kierownice swoich podrasowanych (głównie akustycznie) aut i jeżdżących na maksa po wiejskich drogach. Przed decyzją o wycince drzew powinno się troszeczkę edukować i zaapelować do rozsądku kierowców. Nie mówię o mandatach, raczej jakies kampanie, szkolenia, cokolwiek. W trakcie jazdy po Polsce wielokrotnie mam ochote „przytępić” ułańską fantazję kierowców, ich niecierpliwość.
Pięćdziesiąt/sześćdziesiąt lat temu, kiedy auta były niebezpieczne, nie miały łamanej kolumny kierownicy, zagłówków, pasów bezpieczeństwa, ABSu i całej tony, ludzie wiedzieli, że błąd może oznaczać kalectwo. Dzisiaj wizja i myślenie o skutkach wypadku oddala się, wraz z powszechną poprawą bezpieczeństwa auta.
Oczywiście rozumiem argumenty, że gdyby nie było drzewa, ktoś by nie zginął. Ale to nie drzewa są przyczyną, tylko ludzkie błędy lub głupota, rzadziej czynniki niezależne (przebicie opony, plama oleju, konar na drodze).
Czy jeśli wytniemy drzewa i zrobimy drogi szerokości pasów startowych, będzie mniej wypadków? Moim zdaniem nie. Kierowcy znowu zwiększą prędkość, do głosu po raz kolejny dojdzie brawura i mentalna niezniszczalność właścicieli wielu drogich aut itp.
Na drogach z drzewami przyjemniej?
Swoją podróżując motocyklem w upały, najfajniej jest właśnie na tych zacienionych trasach. Naprawdę nie trzeba rozwijać dużych prędkości, żeby przejazd był przyjemny, od szaleństw jest tor wyścigowy.
Reasumując: dla mnie problemem nie są drzewa, tylko niestety, głupota znaczącej części społeczeństwa. Jeśli nie rozumiesz, że wąska, kręta droga z dużą ilością drzew wymaga ograniczeń prędkości a mimo to, ciśniesz, bo jesteś niezniszczalny, prosisz się o nekrolog. Wytną drzewa, to nie ogarniesz w mieście, bo musisz dojechać szybko, wyprzedzać, być pierwszy. Obyś nie zabrał ze sobą ofiar…
A na koniec dodam, że nie jestem jakimś nawiedzonym ekologiem, który będzie się przypinał do drzew. Gdybym był przekonany, że ich wycinka to jedyna droga do poprawy bezpieczeństwa, pewnie pierwszy bym o tym napisał. Ale samo wycięcie drzew to jak zabieranie dziecku kolejnych noży, zamiast tłumaczenia, że łapiąc za ostrze, może się skaleczyć…
Zostaw odpowiedź