Mimo że Dakar pokazuje swoje prawdziwe oblicze i eliminuje kolejnych kierowców, Łukasz Łaskawiec jedzie coraz lepiej. Wczorajszy etap zakończył na doskonałej drugiej pozycji.
Siódmy etap tegorocznego Rajdu Dakar został bardzo drastycznie skrócony. Zamiast 631 km, zawodnicy mieli do przejechania zaledwie 273 km OS-u. Decyzja organizatora o skróceniu etapu podyktowana została przede wszystkim względami bezpieczeństwa. Dwa etapy, które odbyły się przed dniami przerwy, były bardzo długie i wyjątkowo ciężkie dla zawodników. Wielu kierowców nie wyrobiło się z przyjazdem na metę w wyznaczonym przez organizatora limicie, a bardzo dużo załóg musiało zrezygnować z dalszego uczestnictwa w Dakarze 2011. Powodem były wypadki, awarie bądź błędy popełnione przez kierowców.
Na starcie siódmego odcinka stanęło 125 motocyklistów, zamiast 170. Wśród quadowców w rywalizacji bierze udział już tylko siedemnastu kierowców (trzydziestu na starcie w Argentynie), 92 załogi samochodowe (140 na starcie w Buenos) oraz 46 ciężarówek (67 na starcie). Dakar ponownie pokazuje swoje prawdziwe oblicze, eliminując kolejnych, nawet bardzo doświadczonych zawodników.
Na szczęście, nasi motocykliści z Orlen Teamu oraz Łukasz Łaskawiec, dosiadający quada, jadą dalej. Doskonały dzień zaliczył „Łoker”, który dzięki nie popełnianiu błędów nawigacyjnych i dobremu rozłożeniu sił dojechał jako drugi wśród quadowców. Ten wynik pozwolił mu na skok w generalce na ósmą lokatę!
„W generalce jestem 8! Wyjechałem na odcinek bardzo wcześnie rano, bo około 5. Dojazdówka miała 200 km, które trzeba było pokonać kiedy jeszcze było ciemno. Strasznie mi się chciało spać, oczy mi sie zamykały. Start, do OS-u miałem o 8:10. Przez jakieś 30 km jechałem bardzo wolno ponieważ na trasie unosił się straszny kurz, gdy opadł w końcu mogłem nieco przyspieszyć.
Odcinek jechało mi się dobrze. Starałem się jechać spokojnie, aby nie popełniać błędów. W pewnym momencie zobaczyłem wracających motocyklistów. Byłem jednak przekonany, że dobrze jadę. Stanąłem, rozejrzałem się i skręciłem tak jak mówił roadbook. Okazało się, że pojechałem bez błędnie, choć nie było żadnych śladów. Jak widać nie zawsze można się sugerować wyjeżdżonymi śladami. Po kilkunastu minutach, gdy wjechałem na wydmy dogonił mnie Machacek, który zabłądził tam gdzie i motocykliści. Wydmy przejechałem bardzo wolno żeby zaliczać waypointy. Na diunach są one bardzo często rozmieszczone, aby się upewniać, że się dobrze jedzie.
Po wyjeździe z wydm wjechaliśmy na drogi kamieniste gdzie mogłem znowu jechać szybko. Po drodze było tankowanie, gdzie mamy wtedy 15 min przerwy i wjazd dalej. Po 30 minutach zobaczyłem wracającego się Machacka. Nie wiedziałem o co chodzi ale nie miałem wyboru, jechałem dalej. Koniec odcinka wiódł prze wąski wąwóz z dużymi głazami. Kiedy stałem na mecie OS-u i pijąc Redbulla przyjechał Machacek. Wyjaśnił, że jego GPS nie odbijał się na waypointach. Razem z nim ruszyłem w stronę biwaku. Przez 280 km dojazdówki jechaliśmy cały czas wzdłuż oceanu. Ładne widoki, ale nieprzyjemne zapachy. Tak długie dojazdówki są bardzo męczące.
Po przyjeździe na biwak dowiedziałem się od taty, że jestem trzeci. Byłem bardzo przyjemnie zaskoczony. Zaraz po kąpieli przyszła do mnie TVP Sport, która w ogóle się mną wcześniej nie interesowała. Dopiero kiedy okazało się, że jednak daję radę to mnie zauważyli.
Na trasie jakiś drobny wypadek miał Patronelli, ale dojechałem do końca i jedzie jutro . Etap został skrócony z 500 km do 250 km. Z trasy został wyłączony odciek, który prowadził praktycznie cały czas po fesz feszu . Do końca rajdu zostało tylko 6 etapów”.
Wczorajszy etap wygrał Sebastian Halpern. Jako drugi metę przejechał Łukasz Łaskawiec, a za nim pojawił się Santamarina. Alejandro Patronelli wskutek problemów na trasie był dopiero jedenasty, a w klasyfikacji generalnej jest teraz drugi, za Tomasem Maffei.
Dobrze poradzili sobie również nasi motocykliści. Jacek Czachor był 23, a Marek Dąbrowski 26. Kierowcy jednośladów i quadów mieli na tym odcinku inna trasę niż samochody. Szlak dla motocykli został poprowadzony w górach. Wymagał on od zawodników dokładnej nawigacji. Niestety, Jacek Czachor i Marek Dąbrowski nie uniknęli błędów związanych z wytyczeniem odpowiedniej trasy, przez co stracili cenny czas.
„Odcinek specjalny został skrócony. Już i tak odpadło sporo załóg, a w planie jest kolejny wyjątkowo długi etap. Jechaliśmy po typowych dla enduro trasach. Jeszcze nigdy nie było takiej trasy na Dakarze. Ciężko byłoby tu manewrować małym motocyklem, dakarówką było to prawie niemożliwe. Miałem problem z odnalezieniem jednego waypoint, trochę tam błądziłem i straciłem kilka minut. Później dobrze pojechałem i nadrobiłem stratę” – dodał Jacek Czachor.
„Na trasie było trochę wydm, a później jechaliśmy szlakiem wyznaczonym wyłącznie dla motocykli. Mam dobry motocykl by rozwijać duże prędkości, tymczasem jechaliśmy po krętych, górskich ścieżkach. Zabłądziłem w ciężkim, skalistym terenie. Ciężko było mi podjechać pod wzniesienie, a następnie jeszcze zawrócić motocykl. To był wyjątkowo trudny OS” – dodał Marek Dąbrowski.
Ostatecznie na mecie jako pierwszy zameldował się lokalny faworyt, Francisko Lopez Contardo, dla którego było to pierwsze etapowe zwycięstwo w Dakarze. Jako drugi, ponad 2 minuty po nim, przyjechał Cyril Despres. Trzeci na mecie był lider klasyfikacji generalnej Marc Coma.
Nie bez problemów do mety wczorajszego etapu dojechał Krzysztof Hołowczyc. Kierowca zajął piąte miejsce na tym odcinku i umocnił się w klasyfikacji generalnej na piątej pozycji.
„Mechanicy zmienili nam zawieszenie w dniu przerwy. Samochód znacznie lepiej się prowadził i mniej dobija. Na trasie minęliśmy Stephana, który zmieniał koło. Obliczyliśmy, że za około 30 kilometrów nas dogoni, doszliśmy do wniosku, że musimy ustąpić mu drogi, żeby nie jechał w naszym kurzu. On walczy o wszystko, a my mamy dość ustabilizowaną pozycję. Później na wydmach dogonił nas Terranova. Ustąpiliśmy mu drogi, po czym jechaliśmy w jego kurzu. W tym kurzu niestety uderzyliśmy w kamień i złapaliśmy kapcia. Wymieniliśmy koło i ruszyliśmy dalej. Za 500 metrów minęliśmy Terranovę, który wyrolował i wypadł z trasy. Miłą niespodziankę sprawił nam Mark Miller, który popełnił błąd nawigacyjny. Dzięki temu odskoczyliśmy mu w generalce o ponad 40 minut. Zdaję sobie jednak sprawę, że ta przewaga to wcale nie dużo podczas Dakaru” – komentował Hołowczyc.
Dzisiaj na zawodników czeka kolejny trudny nawigacyjnie etap. Kierowcy będą mieli do pokonania 508 km kilometrowy odcinek specjalny, na którym muszą się bardzo pilnować, by nie popełnić błędów i nie stracić cennego czasu.