Jeżeli projekt przejdzie, to straż miejska będzie musiała wrócić do swojego pierwotnego biznesu, czyli zakładania blokad na koła, a fotoradary przejmie Inspekcja Transportu Drogowego, która z kolei nie będzie już mogła bawić się w paparazzi i fotografować kierowców zza krzaka.
Według autorów projektu chodzi o to, że gminy traktują fotoradary jako maszynki do zarabiania pieniędzy, ale przecież taka sytuacja ma miejsce już od jakiegoś czasu. Oprócz tego tuż po otrzymaniu sprzętu fotograficznego Inspekcja Transportu Drogowego już zabrała maszty Policji. Czyżby zatem ITD szykowało się do bycia fotoradarową Telekomunikacją Polską?
Powód wprowadzenia zmian może być jeszcze jeden i jest on znacznie bardziej prozaiczny – wybory. W przyszłym roku odbędą się w Polsce wybory samorządowe, a w roku 2015 czekają nas wybory parlamentarne. Jeżeli projekt zmian przejdzie, to może zostać wprowadzony w przeciągu pół roku i jego autor – Platforma Obywatelska – zapewne liczy, że dzięki temu kierowcy chętnie na nią zagłosują w nadchodzących wyborach.
Zanim jednak pobiegną do urn, warto się przyjrzeć jeszcze kilku zmianom. To, że ITD straci uprawnienia do rejestrowania wykroczeń z ukrycia nie oznacza, że ten proceder zniknie, ponieważ przejmie go policja. Oprócz tego ITD będzie mogła jedynie ukarać kierowcę karą pieniężną, a punkty karne będzie można otrzymać jedynie od drogówki. To nie koniec, ponieawż autorzy zakładają, że wysokość mandatu byłaby uzależniona od średniej krajowej, a w przypadku wykroczeń popełnionych w terenie zabudowanym kara byłaby dwukrotnie wyższa.
Dodatkowo karę za przekroczenie prędkości miałby otrzymywać właściciel pojazdu, a nie kierowca, więc będzie to próba dla wielu przyjaźni. Tutaj Inspekcja Transportu Drogowego zapewne chce uniknąć sytuacji, że w momencie, w którym nie odpowiadamy na list przysłany przez automat, sprawa się zawiesza i możemy spać spokojnie. Ostatnia ze zmian zakłada, że jeśli złamiemy przepisy cztery razy w roku, to za czwartym i każdym kolejnym razem mandat będzie wyższy o połowę.