Szesnastolatek wypadł z zakrętu drogi w 2012 roku. Mimo, że przeszedł kilka operacji lekarze wciąż określają jego utratę zdrowia na 75%. Za wypadek poszkodowany obwinił drogę a konkretniej zarządcę drogi, czyli gminę. Jego zdaniem fragment, na którym doszło do zdarzenia był źle oświetlony i wyprofilowany, co nie pozwoliło w sposób prawidłowy ocenić przebiegu drogi. Władze gminy konsekwentnie odrzucały oskarżenia twierdząc, że przyczyną była nadmierna prędkość oraz brak uprawnień do kierowania jednośladem (de facto poszkodowany miał już zdany egzamin na kategorię wymaganą do poruszania się pojazdem, na którym się wywrócił).
Sąd ocenił, że motocykliście wprawdzie można przypisać przyczynienie się do wypadku, jednak z całą pewnością winę za sytuację ponosi zarządca drogi. Biegły wskazał, że miejsce, w którym nastąpił upadek jest źle wyprofilowane i oznakowane. W samych latach 2011-2015 doszło tam do 14 wypadków. Biegły także wskazał, że jego zdaniem należy ustawić przed zakrętem znak ograniczający prędkość do 40 km/h. Wprawdzie stoi on wcześniej, jednak zbyt duże jego oddalenie od zakrętu może wprowadzać w błąd kierujących. Sąd oddalił zarzuty zarządcy drogi, że przyczyną wypadku mógł być brak uprawnień kierującego. Brak blankietu przy zdanym egzaminie nie miał wpływu na zdarzenie.
Motocykliście, jako współwinnemu (zarzut przekroczenia prędkości w miejscu wypadku podtrzymano) sąd przyznał odszkodowanie, jednak zostało obniżone z 250 tys. do 60 tys. zł.