Do tych tragicznych wydarzeń doszło we wrześniu ubiegłego roku na Podkarpaciu. I choć prokuratura rejonowa uznała sprawę za nieszczęśliwy wypadek, sprawie postanowił przyjrzeć się prokurator z Rzeszowa.
Historia ta jest z rodzaju wydarzeń, o których nigdy nie chcielibyśmy pisać. Ciąg zdarzeń, w wyniku których motocyklista poniósł śmierć na miejscu, brzmi bowiem jak scenariusz horroru. Podczas grupowej przejażdżki, jeden z motocyklistów postanowił zjechać do nieczynnego kamieniołomu w Stępinie. Obiekt był wyraźnie oznaczony i ogrodzony, przy wjeździe stały również zakazy wjazdu.
Motocyklista miał nie zauważyć łańcucha rozwieszonego na wjeździe na teren obiektu i wjechać w niego z dużą prędkością, co doprowadziło do natychmiastowej dekapitacji. Prawdopodobną przyczyną tego, że motocyklista nie zauważył łańcucha miało być odwrócenie się do kolegów.
W toku śledztwa okazało się, że przebieg zdarzeń nie jest dokładnie taki, jak sądzono na początku. Łańcuch, w który wjechał motocyklista, nie wisiał między słupkami, a leżał na ziemi. To rodzi pytanie w jaki sposób mogło w takim razie dojść do dekapitacji. Prokurator rejonowy, po zbadaniu sprawy i wysłuchaniu opinii biegłych, finalnie zdecydował się umorzyć postępowanie, uznając zdarzenie za nieszczęśliwy wypadek. Nie znaleziono dowodów na niezgodne z prawem działania właściciela działki, a zdaniem biegłych, łańcuch mógł zostać podbity po najechaniu na niego przez motocykl.
Jak informuje Super Express, umorzone już śledztwo zdecydowała się przejąć Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie, która zamówiła dwie opinie biegłych – z zakresu ruchu drogowego i medycyny sądowej. Mają oni zbadać, czy obrażenia u ofiary wypadku mogły powstać w okolicznościach ustalonych przez śledczych i jak dokładnie wyglądał przebieg wypadku.
źródło: Super Express
Zostaw odpowiedź