Obecne władze Kanady stanęły przed nie lada wyzwaniem. Jako zwolennicy państwa opiekuńczego i generalnie mocno lewicowego, bardzo poważnie traktują kwestie bezpieczeństwa na drogach. Z drugiej strony, równie ważna jest w tym kraju swoboda osobistej ekspresji – narodowej, seksualnej czy religijnej. Obie kwestie łączą się w przypadku Sikhów, których spora liczba zamieszkuje Kanadę.
Jest to wywodząca się z Indii grupa religijna, generalnie bardzo przyjaźnie nastawiona do świata, pracowita i nie sprawiająca problemów. Sikhijscy mężczyźni mają jednak nakaz ciągłego noszenia turbanu. Wielu z nich to motocykliści, co tworzy oczywisty problem z zakładaniem obowiązkowego kasku. Wieloletnie boje na wszystkich szczeblach władzy spowodowały uchwalenie specjalnego wyjątku dla Sikhów w trzech prowincjach: Albercie, Manitobie i Kolumbii Brytyjskiej. Właśnie dołączyła do nich czwarta prowincja – Ontario.
Brak obowiązku jazdy w kasku dla obywateli w turbanach nie spodobał się oczywiście organizacjom i członkom agencji rządowych, zajmujących się bezpieczeństwem na drogach. Raynald Marchand z Canada Safety Council powiedział wprost:
Głównym skutkiem wprowadzenia tego wyjątku będzie wzrost liczby ludzi, którzy zrobią sobie krzywdę.
Zasugerował jednocześnie, że jeśli ta zasada ma funkcjonować, niech nie dotyczy kursantów i świeżo upieczonych motocyklistów. Oni w fazie nauki i nabierania doświadczenia są najbardziej narażeni na wypadki. Z drugiej strony, mogliby na tyle przyzwyczaić się do jazdy w kasku, że przeważyłoby to nad nakazami religii.