W niedzielę, 5 kwietnia, na Torze Kartingowym przy ul. Zemborzyckiej w Lublinie odbyła się impreza pod tytułem Spidi Moto-GP Racing Show.
Połączenie motocyklowego stunt freestylu, jazdy po torze motocyklami, samochodowego driftu i wielu innych atrakcji, a wszystko to w piękną słoneczną i ciepłą niedzielę – brzmi ciekawie, prawda? Ekipa motogen.pl była na miejscu i sprawdziła, co tak naprawdę można było obejrzeć na nitce toru Lublin.
Start
Początek imprezy ustalono na godzinę 11.30. Niestety, o tej porze trudno już było znaleźć miejsce dla samochodu. Kilka kilometrów pobocza zamieniło się tymczasowo w parking. Motocykle były na szczęście kierowane na teren obiektu i tam, bez większego problemu, można było zaparkować swój sprzęt. Muszę przyznać, że frekwencja przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ludzie tłumnie oblegali każdy zakątek toru. Zjawili się nie tylko motocykliści i ludzie pozytywnie zakręceni motoryzacją, ale także całe rodziny z dziećmi.
Raptowny i spółka
Od samego początku czas umilał stunt w wykonaniu Raptownego, Simpsona i grupy FRS Zamość. Prosta toru Lublin była wystarczająco długa i szeroka, by można było na niej wykonać każdy trik. Umiejętności chłopakom odmówić nie można, wolne i szybkie wheelie, długie stopale i palenie gumy do odcinki, łącznie z całkowicie spaloną oponą Simpsona w jego nowej Hondzie 600 RR z pewnością zapadną w pamięć publiczności. Niestety, organizatorzy pokpili trochę kwestie bezpieczeństwa. O ile ja, gdybym dostał w plecy wystrzelonym w powietrze motocyklem, raczej nie miał bym pretensji, byłem na niejednym pokazie i wiem jak to jest: stałem blisko, mam świadomość ryzyka. Co jednak powiedzieliby rodzice poturbowanego dziecka? Strach pomyśleć, jak taką sprawę rozdmuchałyby wiecznie głodne sensacji media. Pozory zostały zachowane – w końcu plac do stuntu był ogrodzony. Niestety, foliowa taśma słabo ochroni widzów przed dwustoma kilogramami rozpędzonej stali. Metalowe barierki i pokazy kilkanaście metrów od widowni powinny być absolutnym minimum. W tej kwestii jest jeszcze wiele do poprawienia.
Gooooo kart!
Następnie nadszedł czas grzmotów, strzałów i eksplozji mocy gokarta z silnikiem od Suzuki GSX-R 750. Nie wiem jak bardzo „nadłubane” było w tym silniku, ale brzmiał on niczym mini Corvetta tudzież inny Viper. Sposób w jak ten demon, z rozstawem osi godnym malucha, pokonywał zakręty wprawiał w osłupienie. Po kilku minutach już liczyłem złotówki, czy jak bym opędzlował swoje moto, to stać by mnie było na tą moc w najczystszej postaci. Naprawdę, fajna i widowiskowa sprawa.
Pozostałe atrakcje
Całość nie bez znaczenia trafia do jednego „worka”, ponieważ nie wzbudziły większego zainteresowania publiczności. Zamiast robić wyliczankę polecam zapoznać się z planem imprezy z tego newsa. Warte wzmianki były pokazy samochodowego Driftu, kłęby dymu i opony, które, jak się zdawało, piszczały z litością nieeeee… Jak widać za kółkiem samochodu też można się nieźle bawić. Fajnie było też spotkać czternastokrotnego Mistrza Polski w klasie Super Bike, Janusza Oskaldowicza. Niezwykle sympatyczny „Profesor”, jak zwykło się na niego mówić, zaprezentował swój wyścigowy team 'Oskaldowicz Racing Team’. Wielka szkoda, że na samej pokazowej jeździe się skończyło. Naprawdę liczyłem na to, że „Profesor” poświęci przybyłym chwilę i zdradzi młodym adeptom ścigania się kilka tajników wyścigowej jazdy, czy też opowie jakieś anegdoty ze swojej torowej kariery.
Jazdy treningowe
Na koniec zdecydowanie najlepsze, co zaplanowano podczas Spidi Moto-GP Racing Show, czyli jazdy treningowe amatorów. W tym miejscu pierwsza konkretna pochwała dla organizatora. Proces zapisów przebiegał szybko, sprawnie i bez kolejek. Same przejazdy również zostały dobrze rozplanowane. Każdy miał okazję aby poprzycierać slidery. Gratuluję również stworzenia atmosfery luźnego, spokojnego doszkalania techniki jazdy, a nie ostrego łojenia po torze. Dzięki podziałowi na grupy, amatorzy mogli spokojnie przejechać swoje dziewicze kółka na torze wyścigowym, nie myśląc o tym, że za chwilę zostaną rozjechani przez nadciągający pocisk. Natomiast zaawansowani kierowcy mieli okazję pojeździć swoim tempem i nikt im nie robił za zawalidrogę. Jeżeli dodam do tego, że jazdy odbywały się całkowicie za darmo, to wychodzi na to, że ta część była przysłowiowym gwoździem programu, dla którego, co tu dużo ukrywać, przyjechała większość motocyklistów.
Podsumowując
Spidi Moto-GP Racing Show była pierwszą tego typu imprezą, a początki bywają trudne. Na szczęście większych potknięć organizacyjnych nie zauważyłem. Szkoda, że część z zapowiadanych atrakcji robiła mocno przeciętne wrażenie. Frekwencja była olbrzymia, pogoda dopisała, a ludzie próbujący swoich sił na torze byli wręcz zachwyceni. Bo cóż innego może tak bawić, jak poznanie granic własnych i sprzętowych możliwości w bezpiecznych warunkach.