Pogoń za lisem 2009 - Motogen.pl

W chłodny i wilgotny sobotni poranek w Skansenie Kolejki Leśnej w Pionkach k. Radomia spotkali się uczestnicy kolejnej, 63. Pogoni za Lisem. Pogoda nie rozpieszczała; mżyło, chmurzyło się, ale, jak to mówią optymiści, nie ma kurzu i nogi się nie pocą :-).

Jak co roku, skansen wąskotorówek, które niegdyś dzielnie pracowały w okolicznych lasach, zgromadził rzeszę amatorów jazdy terenowej. Nie zabrakło zaprzęgów, w tym jednego Dniepra z silnikiem BMW by Galar Stajl, kilku quadów, demoludów i całej chmary motocykli stricte terenowych.

Organizator, tak jak w poprzedniej edycji, rejestrował uczestników Pogoni w przytulnym wnętrzu hali, dawnej lokomotywowni. Każdy kandydat na „myśliwego” wypełniał kartę zgłoszeniową, okazywał dowód rejestracyjny motocykla, na którym miał startować, wpłacał wpisowe oraz pobierał kamizelkę startową i kartę kontrolną, na której sędziowie mieli stemplować zaliczenie punktu kontrolnego. Po dopełnieniu procedury rejestracyjnej pozostało tylko zająć się maszyną i w oczekiwaniu na odprawę zacieśniać relacje koleżeńskie.

Jak co roku, niezawodny Lis, Tomek Kędzior, zadbał o to, by nie było nudno, by każdy po powrocie do domu miał o czym opowiadać. Odprawa w wykonaniu Tomka była, jak zwykle, zwięzła i konkretna. Omówiono zasady poruszania się po trasie, zachowania wobec ludności lokalnej, liczbę punktów kontrolnych oraz najważniejszą rzecz: obowiązujący w tym roku kolor znaków – niebieski.

Na hasło startowe banda „normalnych inaczej” ruszyła w las; autor też, na Suzuki GS500, targając osobistą Małżowinę na tylnym siodełku i kolegę Olka na YBR125 :-). Wedle wytycznych nie jechaliśmy do miasta, lecz twardą drogą zagłębialiśmy się w las. Pierwszy znak, drugi, trzeci… Wiadomo było, że jesteśmy na właściwym szlaku. Peleton był liczny, chaos trwał, walka o lepsze miejsce trwała także, ale po koleżeńsku, wśród śmiechu i lekkich przekleństw potwierdzających dobre samopoczucie startujących. Trasa biegła leśnymi duktami, które pokryte były warstwą liści wymieszanych z błotem – tylko lód był bardziej śliski. Szlak miejscami przecinał wioski, wpadał znów do lasu, prowadził wzdłuż torów kolejowych, mijał zakład karny, krętą ścieżką pokonywał gęsto zarośnięte wąwozy i wzniesienia, wyjechał na otwarte przestrzenie, zahaczył o stare wyrobisko żwiru, wrócił na błotniste drogi i znów prowadził do wiosek, gdzie lokalna społeczność miała zapewniony temat do plotek na najbliższy miesiąc… Nie obyło się bez ofiar: stłuczenia i otarcia, uraz kolana, złamany obojczyk, siniaki i krwiaki, potyczki słowne z lokalsami… Nie było lekko. Na pewno kilku uczestników imprezy zapomniało o prośbach Tomka o zachowaniu możliwie dobrych relacji z miejscową ludnością, o niewjeżdżanie w uprawy, zagajniki, posesje. Cóż, w każdej grupie znajdzie się jakaś czarna owca lub dresiarz. Czasem jakiś lokals „prewencyjnie” atakował motocyklistów werbalnie, a takie ataki należy po prosu ignorować. Nie wiemy kto to jest, co pił/brał. Dopóki tylko krzyczy, jest nieszkodliwy, a na wypadek, gdyby nie poprzestał na działaniu werbalnym, nie wchodzimy w bliższy kontakt z nim – wsjo. Niestety, nie każdy o tym pamiętał.

Punkty Kontrolne – było ich sześć, a meta siódma. Jedne zauważalne z daleka, inne ukryte bądź widoczne, lecz przegapiane przez pędzących w amoku przez las. Czasem jakaś grupa uczestników imprezy robiła postój na popas, co powodowało, że byli brani za punkt sędziowski i możliwości spokojnego uzupełnienia kalorii już nie było.

Podsumowując:
– trasa ciekawa, lecz krótka; krótsza niż zeszłoroczna,
– atmosfera rewelacyjna,
– pogoda średnia,
– organizacja doskonała.

Każdemu, kto jeszcze nie bawił się na Pogoni, a ma wątpliwości, czy warto jechać, mówię: warto! Zawsze i wszędzie Pogoń była imprezą, w której warto wziąć udział. Wystarczy mieć motocykl zdolny pokonywać błotniste drogi i bezdroża, stosowny ubiór i dobry humor. W imieniu organizatorów zapraszam na przyszłoroczną Pogoń za Lisem. A gdzie? O tym Organizator powie w odpowiednim momencie.