Opony motocyklowe z roku na rok są coraz lepsze. Jestem niemal więcej niż pewny, że opony typu slick stosowane jeszcze kilkanaście lat temu ustępują parametrami współczesnym oponom sportowo-turystycznym, a nawet stricte turystycznym. I nie chodzi o to, że tamte mają już swój wiek i sama guma zwyczajnie sparciała. Po prostu, technologia nie stoi w miejscu.
Wielu motocyklistów przed swoim pierwszym wyjazdem na tor intensywnie zastanawia się, czy można podjąć to wyzwanie bez wymiany opon na bardziej „sportowe”. Odpowiadam: zdecydowanie można. Jeśli tylko mamy w miarę świeże opony dobrej klasy, markowe, które na co dzień nie dostarczają nam żadnych niepokojów na drodze, powinny bez najmniejszego problemu sprawdzić się także na torze. Zwłaszcza, kiedy jedziemy tam po raz pierwszy. Z moich obserwacji wynika, że nawet sprawni i szybcy kierowcy, którzy na drodze radzą sobie doskonale czują trudny do wytłumaczenia respekt do toru wyścigowego i jadą zdecydowanie wolniej, niż podobny zakręt pokonaliby w „normalnym” ruchu. Tym bardziej zakładanie opon wyścigowych nie ma tu najmniejszego sensu.
Opony wyścigowe to także cała logistyka związana z ich używaniem. Przede wszystkim, w odróżnieniu od opon drogowych, wymagają odpowiedniego dogrzania. Można to oczywiście próbować robić na motocyklu podczas jazdy, ale potrwa to nawet kilka okrążeń toru. Ucieka nam sesja, tracimy czas, pieniądze, denerwujemy się – to nie ma sensu. Potrzebujemy dogrzać te opony kocami. Zatem potrzebujemy koców do kół, do tego oczywiście stojaków pod motocykl i oczywiście źródła prądu. I choć opony sportowe, jak Bridgestone Battlax R10 zapewniają doskonałą przyczepność, to jednak doceni to, a co ważniejsze, w ogóle zauważy tylko doświadczony kierowca. W przeciwnym wypadku takie opony jak Bridgestone Battlax RS 10, czy nawet wielokomponentowa, turystyczna Bridgestone Battlax S21 powinny zapewnić maksimum bezpieczeństwa i radości z jazdy.
Zostaw odpowiedź