Nie ma chyba takiego motocyklisty, który by lubił deszcz. Jednak niewielu z nas jest w stanie poświęcić własne prawo jazdy w zamian za suchą nawierzchnię i niezachlapany wizjer w kasku.
Poświęcił je jednak 39-latek jadący motocyklem po drodze krajowej nr 8. Policja namierzyła go i próbowała zatrzymać, jednak nie reagował on na sygnały świetlne i dźwiękowe. Podczas pościgu m.in. wyprzedzał na podwójnej ciągłej linii i na skrzyżowaniach, a na terenie zabudowanym osiągał prędkość nawet 205 km/h. Jednak nie to zadziwiło funkcjonariuszy najbardziej, ale tłumaczenie feralnego uciekiniera, gdy udało się już go zatrzymać. Otóż szczęśliwy posiadacz sportowej Yamahy nie chciał wypróbować jej maksymalnych możliwości ani tym bardziej jechać zbyt szybko dla przyjemności. Choć łamał on wszelkie możliwe przepisy, chodziło mu tylko o to, by zdążyć do domu przed deszczem.
Czy zdążył – nie wiadomo. Policjanci nie byli wyrozumiali i uznali, że wykroczenia, które popełnił, wycenią na 1000 zł mandatu i 34 punkty karne. Mężczyzna będzie zatem musiał ponownie zdawać egzamin na prawo jazdy; może przy okazji podszkoli się w jeździe na mokrej nawierzchni? Choć dotychczas tłumaczenie „spieszę się do pracy” było naszym redakcyjnym faworytem, właśnie zostało zdetronizowane. Taniej by wyszło sprzedać motocykl i kupić pelerynę przeciwdeszczową…