Jednak ta bardziej zmotoryzowana część z pewnością skojarzy Węgry z doskonałym torem wyścigowym, gdzie odbywają się Grand Prix Formuły 1. Motocykliści zaś, mają specjalne powody, aby odwiedzić ten kawałek świata – coroczne dni otwarte Aprili!
Hungaroring to tor Formuły 1, położony 19 km od Budapesztu – stolicy Węgier. Usytuowany jest w tzw. Dolinie Trzech Źródeł – można dojechać do niego autostradą M3. Został wybudowany w 1986 roku (ostatnia przebudowa była w 2003 r.). Jego długość to dokładnie 4384 metry, szerokość waha się od 10 do 15 metrów, a rekordowy czas okrążenia należy do Michaela Schumachera. Wąski i trudny technicznie tor jest jednocześnie jednym z najbezpieczniejszych na świecie. Ciekawostką jest to, że z prawie każdego miejsca na trybunach widać około 80% powierzchni toru.
Aprilia po raz kolejny dała możliwość sprawdzenia swoich pojazdów w bojowych warunkach. Idea godna pochwały, tym bardziej, że impreza ma charakter otwarty. Każdy, nie tylko właściciel motocykla z Noale, mógł zapisać się na jazdę interesującym go pojazdem (wcześniej musiał wypełnić kilka formalności) i po odczekaniu na swoją kolej – odebrać kluczyki do maszyny stojącej na paddocku toru wyścigowego. Nikt nie zabraniał wjazdu na obiekt motocyklom innych marek. Dzięki temu mogliśmy być świadkami walki grzmiących V2 z wyjącymi japońskimi rzędowymi czterocylindrowcami. Tegoroczna edycja nie była debiutancka, odbywa się ona bowiem od kilku ładnych lat. Wygląda więc na to, że decydenci w Aprili widzą, jak olbrzymie znaczenie ma promocja marki poprzez takie eventy.
Do wyboru mieliśmy bardzo szeroką ofertę pojazdów, a były to m.in.: RSV 1000 R, Shiver 750, Dorsoduro 750, Mana 850, Tuono 1000 R, SXV 450/550, Pegaso 650 i RS 125. Większość z nich również w wersji „Factory”. Ze względu na przebudowę toru, w tym roku zrezygnowano ze specjalnie przygotowanego odcinka supermoto oraz off road, a wszystkie jazdy odbywały się na głównej części. Poza najciekawszymi kąskami, najmłodsi oraz początkujący mogli spróbować swoich sił na wydzielonym placu, dosiadając skutery oraz mopedy Aprili takie, jak: SX 50, rodzinę Atlantic, Scarabeo, czy popularną SR 50.
Ogarnięcie całej imprezy szło organizatorom nad wyraz dobrze, choć trudno powiedzieć, czy była to zasługa tak dobrego przygotowania ludzi z Aprili, czy raczej warunków, jakie serwuje nam ten Węgierski tor. Warunków, jakich próżno szukać na naszym, prowincjonalnym w porównaniu do Hungaroringu, torze Poznań…
Każda 20-minutowa sesja wyruszała o czasie. W harmonogramie nie było miejsca na nieścisłości, czy jakieś obsuwy. Jedyną przeszkodą okazała się pogoda, która choć przez prawie cały czas przypiekała nieznośnie palącym słońcem, przez chwilę pokazała drugie oblicze, wylewając z chmur strumienie wody. Dla bezpieczeństwa uczestników, wszystkie jazdy w czasie, gdy tor był mokry, zostały odwołane. Choć dało się słyszeć lament rozgoryczonych uczestników (w tym nasz – odwołana jazda Tuono), to trzeba pochwalić taką zdroworozsądkową decyzję. Wypuszczenie rozbrykanej gromadki motocyklistów w takich warunkach na szosowych oponach, z pewnością zaowocowałoby sporymi stratami w parku maszyn, tudzież zdrowiu kierowców.
Wrażenia są oczywiście bardzo pozytywne. Wszystko odbywało się sprawnie, atmosfera na torze, jak i panująca w samym kraju nastraja do częstszych odwiedzin, a standardowy tekst lokalnych mieszkańców: „Polak, Węgier: dwa bratanki” wywoływał szeroki uśmiech na twarzach redakcyjnej ekipy. Warto jeszcze raz przypomnieć, że impreza ta ma charakter otwarty i każdy, nie tylko dziennikarze, mogą się sprawdzić i wypróbować granice możliwości najnowszych dzieł włoskiej Aprili. Wszystko to w bezpiecznych warunkach, gdzie jedynym ograniczeniem są nasze umiejętności. Zachęcam więc do poszukiwania informacji o przyszłorocznej edycji i zapewniam, że na łamach motogen.pl odpowiedni news pojawi się z wystarczającym wyprzedzeniem, abyśmy mogli za rok pojechać tam wszyscy – naprawdę warto!
Przy okazji pozdrawiam i dziękuje całej grupie z Polski, a zwłaszcza Przemkowi Budnickiemu z salonu Motorista, który zorganizował cały wyjazd. Było klawo!