W ubiegłą niedzielę, 30 października, w Lublinie odbyła się symboliczna akcja „Znicz dla Toru Lublin”.
Akcja rozpoczęła się przed halą Targów Lublin w niedzielę ok. 18.00. Wzięło w niej udział kilkuset motocyklistów i kierowców samochodów, którzy przybyli na miejsce z transparentami, na których widniały hasła takie, jak „Wyścigi na torze, a nie na ulicy” czy „Lubelski motodrom – promocja miasta i regionu”. Spod hali uczestnicy protestu przeszli pod siedzibę PZM-u, gdzie przed wejściem ułożyli z zapalonych zniczy napis „Tor Lublin”. Następnie protestujący udali się pod Ratusz. Wydarzenie, zainicjowane na Facebooku, miało na celu zwrócenie uwagi opinii publicznej na kwestię zamknięcia toru Lublin, o której pisaliśmy w ubiegłym tygodniu.
Nazwa akcji nie bez powodu nawiązuje do policyjnej akcji „Znicz” odbywającej się co roku przy okazji 1 listopada i mającej poprawić bezpieczeństwo podróżujących w tym czasie po polskich drogach. Tor Lublin, jak wszelkie tego typu obiekty, odgrywa nieocenioną rolę w kwestii poprawy bezpieczeństwa wśród motocyklistów – tylko na torze mogą oni sprawdzić swoje możliwości, podszkolić technikę jazdy na jednośladzie czy po prostu wyszaleć się, nie stanowiąc zagrożenia dla innych uczestników ruchu drogowego.
Oczywiste jest, że akcje takie, jak ta, potrzebne są, by uświadomić naszemu społeczeństwu i sprawującym władzę, że motocykliści są grupą coraz silniejszą i tak, jak w przypadku opłat za autostrady czy akcji 'Patrz w lusterka…’, potrafią dochodzić swoich praw. Jednak przy okazji rodzi się pytanie, czy odniesie skutek protest grupy zapaleńców, którzy liczebnie przegrywają z miłośnikami piłki nożnej, o miłośnikach tanich zakupów w pobliskim supermarkecie nie wspominając. Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?