Projekt przygotował Sojusz Lewicy Demokratycznej i zakłada on zmiany w ustawach o straży gminnej, Prawo o ruchu drogowym oraz Kodeksie postępowania w sprawach o wykroczenia. W uzasadnieniu projektu przedstawiciele SLD podkreślają, że głównym problemem jest to, że straże miejskie i gminne przestały dbać o porządek, a zaczęły ścigać kierowców, którzy przekraczają prędkość, ponieważ jest to bardziej łakomy kąsek niż upominanie osób, które nie sprzątają po swoich czworonogach lub bieganie po mieście z blokadami na koła.
Maciej Banaszak podaje jeszcze jeden powód, dla którego stworzono taki projekt, otóż ma on również ocenić przydatność straży gminnych i miejskich na fali wielu głosów mówiących, że takie formacje powinny zostać rozwiązane, ponieważ nie są pożyteczne.
Według informacji podanych przez Banaszaka, w ubiegłym roku tylko w 10 gminach kierowcy zostali złupieni na 50 milionów złotych, a w sumie we wszystkich – na 160 milionów. Oprócz tego 97% (!) mandatów wystawianych przez strażników miejskich i gminnych to mandaty za szeroko pojęte przewinienia komunikacyjne. Strażnicy są na tyle zdeterminowani w swoich działaniach, że nawet mnie zdarzyło się raz dostać mandat w wysokości 500 złotych i 10 punktów karnych. Przyjąłbym go z pokorą gdyby nie fakt, że zamiast nakeda Yamahy na zdjęciu było BMW R1200GS z pełnym „okufrowaniem” złapane w miejscowości, przez którą nigdy nie przejeżdżałem, a tablice motocykla na zdjęciu były nieczytelne. Osoba, z którą rozmawiałem w sprawie anulowania mandatu, na moje pytanie o to jak zostałem wytypowany, odpowiedziała krótko: „Wie pan, takie wykroczenie to musieliśmy próbować. Będziemy w takim razie szukać dalej.”