Niezrównana stabilność potężnych cruiserów właśnie pokazała jedną ze swoich zalet.
Autor poniższego nagrania opisuje sytuację następująco… O godzinie 19:25, po zakończonej robocie w garażu, wsiadł na motocykl aby tylko skoczyć do pobliskiego sklepu po coś do picia. Mieszka przy zalesionym terenie stanu Karolina Północna, no i niestety przeciął drogę przebiegającemu jeleniowi (choć może była to sarna).
Jechał około 93 km/h. Zwierzak uderzył w bok motocykla… I nic! Żadnej gleby, żadnego ślizgu, żadnego dachowania, nic. Indian Chieftain w wersji Dark Horse lekko się zabujał, ale dzielnie pojechał dalej. Nic dziwnego – z płynami waży aż 373 kg, więc niełatwo wytrącić go z równowagi. Niezrównana stabilność potężnych cruiserów właśnie pokazała jedną ze swoich zalet.
Wyjaśnijmy coś. Pisząc, że stało się „nic”, mamy na myśli oczywiście brak poważnego wypadku i pozostanie motocyklisty wraz z motocyklem w pionie. Bo „trochę” jednak się stało.
Zresztą słowa autora gdy już zsiadł z motocykla „Oh that fuckin’ hurt” mówią wiele. Jak rider sam napisał, kilka części ciała go boli: obity lewy nadgarstek, obite lewe kolano, naciągnięte prawe ramię, ból w odcinku szyjnym (szarpnięcie głową).
Motocykl, mimo że pozostał jezdny i sprawny, trochę oberwał: pęknięty przedni błotnik, wgniotka na zbiorniku, złamany kierunkowskaz (i być może coś jeszcze).
Autor już czeka na naprawę motocykla i zamierza jeździć dalej. Warsztat wycenił szkody na 7000 dolarów – niemała kwota, ale lepsze to, niż spotkanie z sarną zakończone wypadkiem z frontflipem albo utratą kontroli ze śmiertelnym wypadkiem w rowie…
Zostaw odpowiedź