Mimo że do grudnia 2010 roku Unia wymagała od nas zmian na drogach w celu poprawienia ich bezpieczeństwa, nasz rząd dopiero teraz uchwalił odpowiednie ustawy!
Jeżeli myśleliście, że tylko takie nacje, jak Włosi mają wszystko w poważaniu i z niczym się nie spieszą, myliliście się. Polacy, a dokładniej ci zasiadający w sejmowych ławach, mają identyczne podejście do tematu. Mimo że codziennie trąbi się w mediach o wypadkach, koszmarnych statystykach i bezpieczeństwie, nasz rząd dopiero teraz wdraża dyrektywy unijne dotyczące właśnie poprawy infrastruktury drogowej. Powinny one wejść w życie do grudnia 2010 roku, jednak dopiero teraz zostały uchwalone.
Co to dla nas oznacza? Właściwie prawie nic. Do ustawy o drogach publicznych mają trafić zapisy dotyczące zarządzania bezpieczeństwem dróg w transeuropejskiej sieci drogowej i audytorów bezpieczeństwa ruchu drogowego. Ponadto nowela ustawy ustala, że przed budową lub przebudową drogi będzie przeprowadzany tak zwany audyt bezpieczeństwa. Na dodatek policja będzie miała obowiązek sporządzać sprawozdanie z każdego wypadku drogowego, który wydarzył się w transeuropejskiej sieci drogowej, w którym były ofiary śmiertelne. Sprawozdanie z każdego roku ma być przekazywane do Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Wygląda na to, że policji przybędzie pracy. W Krajowej Radzie Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego będą tylko przerzucać raporty i papierki, a za nasze podatki zatrudnią tam więcej ludzi, bo obecni nie wyrobią się z natłokiem zadań. Natomiast drogi będą powstawać jeszcze wolniej, bo zanim się je wybuduje, trzeba będzie przebrnąć przez niekończącą się papierologię. Poza tym, według naszych drogowców, poprawa bezpieczeństwa polega na stawianiu ograniczeń prędkości i fotoradarów, więc takich atrakcji drogowych będzie zapewne więcej.