W zeszłą sobotę motocykliści z całej Polski po raz kolejny protestowali na trzech płatnych odcinkach polskich autostrad A1, A2 i A4. Nie zgadzają się na pobieranieod nich takich samych opłat, co za samochody osobowe.
W sobotę popołudniu motocykliści pojawili się przy bramkach wjazdowych na płatne odcinki autostrady A1 w okolicach Gdańska, A2 w okolicach Poznania oraz A4 od strony Krakowa i Katowic. W sumie w protestach na tych trasach uczestniczyło prawie 200 kierowców, którzy na bramkach wjazdowych za przejazd płacili niespiesznie – drobnymi, groszowymi monetami lub banknotami o wysokich nominałach, dokładnie licząc przy tym pieniądze. Protest nie spowodował większych utrudnień w ruchu, bo zarządcy autostrad i policja wydzielili do obsługi motocyklistów dwie bramki, przez które przejazd był tym razem bezpłatny. Jednak właściciele jednośladów w pewnym momencie przesiedli się do samochodów osobowych i skrupulatnie odliczali należność za przejazd, co spowodowało niewielkie opóźnienia.
Na bramkach autostrady A-4 doszło do przykrego incydentu z udziałem motocykla ratunkowego, który zabezpieczał sobotni protest. Kierowcę uprzywilejowanego pojazdu poproszono o zapłacenie 6 złotych i 50 groszy za przejazd, mimo że, zgodnie z prawem, jest on zwolniony z opłat za przejazd autostradą.
Alicja Rataj, rzeczniczka Stalexportu, który jest zarządcą autostrady, tłumaczyła, że motocykl ratunkowy został potraktowany jako uczestnik protestu, ponieważ nie miał włączonych sygnałów dźwiękowych i świetlnych. Kierowca ambulansu zaprzecza. Prywatne pogotowie ratunkowe z Katowic zapowiada złożenie doniesienia do prokuratury o popełnieniu przestępstwa.
Oto Polska właśnie.