Mam trochę skrzywienie będące pochodną mojego marketingowego wykształcenia. Lubię bardzo słuchać ludzi, którzy są całymi sobą oddani danemu brandowi. Takich właśnie motocyklistów, którzy zjechali się z rozmaitych części Europy i nie tylko, spotkałem setki w Garmisch-Partenkirchen na szesnasty już raz zorganizowanych BMW Motorrad Days. I muszę przyznać z dumą, że język polski był na nim słyszalny na każdym kroku. Najwyraźniej formuła imprezy trafia w gusta rodaków i nic dziwnego.
BMW – Radość z jazdy!
Na zlot pojechałem z Warszawy fantastycznym BMW R1200RS wraz z innymi dziennikarzami, którzy dosiedli modeli: R1200GS, R1200GS Adventure, R1200RT, K1600GTL, S1000XR i F800GT. W sumie 11 motocykli. Zrobiliśmy prawie dwa i pół tysiąca kilometrów głównie po autostradach, nie zabrakło jednak jazdy po fantastycznych alpejskich winklach. Trasę przejechaliśmy z dwoma noclegami po drodze w każdą ze stron, było więc codziennie tyle jazdy, ile potrzeba, by wstać kolejnego dnia głodnym przejażdżki i z uśmiechem na twarzy połykać kolejne kilometry. Średnie spalanie z trasy RS’a to 5,8 l na 100 km.
Alpy to zdecydowanie raj dla motocyklistów w sezonie letnim. Spotkasz ich na każdej drodze, a czym bardziej krętej, tym będzie ich więcej i na każdym rodzaju motocykla. Naucz się więc dobrze jeździć kierując jednorącz, jeśli jesteś zwolennikiem słynnego już LWG. Nic tylko jeździć i jeździć. I po to też większość z nas co roku wybiera się na BMW Motorrad Days.
W niemieckim stylu
Do Garmisch-Parkenkirchen dojechaliśmy w piątek wieczorem. Idealny moment, by rozpocząć zlot. Wszyscy już tam byli i chcieli się mocno wyluzować. A rozrywka w Alpach jest serwowana w prawdziwie niemieckim stylu. Organizator zbudował wielką bierhalle, w środku której zainstalował scenę. Golonka, bratwurst i piwo – to głównie serwowane smakołyki lokalnej kuchni. Na szczęście zapewniono całkiem zróżnicowany repertuar muzyczny, więc jeśli chciałeś zabawić się bardziej po niemiecku, to okupowałeś namiot, a jeśli lubisz usłyszeć coś bardziej nowoczesnego, to wybierałeś scenę zewnętrzną. Tak, była też dyskoteka.
Dookoła stały oczywiście rozmaite modele motocykli BMW z segmentu adventure, sporty, power naked i klasyk oraz poprzerabiane na wszelkie możliwe sposoby caferacery i własne interpretacje pojęcia motocyklizmu przez kreatywnych właścicieli. Myślę, że nie było takiego, co by nie miał na czym zawiesić oka.
Motocyklistom wstęp wzbroniony!
W sobotę z miejscowości Kochel am See, gdzie nocowaliśmy, dotarliśmy na zlot malowniczą trasą pełną winkli wiodącą wokół jeziora. Co prawda widniał tam znak zakazujący ze względów bezpieczeństwa jazdy motocyklem podczas weekendu, ale ponieważ oprócz nas wjechało tam co najmniej kilkadziesiąt jednośladów, stwierdziliśmy, że lokalne prawo zostało zawieszone na czas zlotu. Było warto, tym bardziej, że udało się nam dojechać po suchym asfalcie przekładając motocykl non stop z prawej na lewą stronę. Zaparkowaliśmy, po czym oberwała się chmura i lało już do późnych godzin popołudniowych. W takiej aurze poszliśmy zwiedzać zlot.
Co nas kręci, co nas podnieca?
BMW Motorrad Days to szereg atrakcji skumulowanych w jednym miejscu. Poza oczywistą ekspozycją poszczególnych modeli motocykli z aktualnej oraz przyszłej oferty, były również punkty handlowe. Nam najbardziej przypadł do gustu grill mocowany na GS’ie.
Zwiedzający zaś obdarzyli niemałym zainteresowaniem nowości: scramblera zbudowanego na bazie R nineT oraz małego nakeda – G310R. Oczywiście niesłabnącym zainteresowaniem cieszył się namiot z motocyklami z segmentu Adventure, gdzie można było podziwiać obszerną relację z ostatniego GS Trophy. Wydaje mi się, że na obrót nie narzekali też wystawcy prezentujący i sprzedający akcesoria i dodatki.
Były oczywiście pokazy: stuntu motocyklowego, wyścigi klasycznych boxerów, strefa off-roadowa, trial, a nawet drift samochodowy. Ten zlot to też zdecydowana gratka dla fanów zabytkowych oraz przebudowanych motocykli. Można było się spotkać, porozmawiać i dogadać z wieloma wystawcami zajmującymi się customingiem.
Chętni mogli zapisać się na przejażdżkę poszczególnymi modelami motocykli BMW. W opcji był wyjazd na kręte alpejskie drogi, albo sprawdzian na specjalnym górskim bezdrożu – jeśli zdecydowałeś się wybrać GSa. Ja przejechałem się elektrycznym C Evolution. Trochę szkoda, że padał deszcz, który nie pozwolił w pełni przetestować możliwości tego naprawdę mocnego i bardzo ciekawego skutera. Deszcz pokrzyżował nam również plan wybrania się na przełęcz Stelvio – ponoć obowiązkowy punkt wypadu dla każdego motocyklisty. Być może uda się w przyszłym roku.
Wszystkie drogi prowadzą do Garmisch-Partenkirchen
Jest taka nieokiełznana moc w motocyklach, że czasem jadąc na nich naprawdę się zmęczysz, czasem zleje cię deszcz, a innym razem modlisz się wręcz o koniec jazdy ze względu na obolałe wszystko po przebyciu wielu setek kilometrów. Zsiadasz jednak, odpoczywasz chwilę i chcesz jechać dalej. Podobnie jest z BMW Motorrad Days. Żywym dowodem na to są jeźdźcy, którzy chyba pamiętają jeszcze czasy, gdy Gdańsk nosił miano Wolnego Miasta, a co roku stawiają się na zlocie w Ga-Pa.
Ty też, gdy tylko wrócisz do domu od razu zaczynisz myśleć o kolejnej edycji i wyprawie na górskie przełęcze, gdzie czeka na Ciebie motocyklowy raj, w którym spotkasz ludzi dzielących Twoja pasję.