Yamaha MT-01 – agrrresor - Motogen.pl

Yamaha MT-01 robi wrażenie już samym swoim wyglądem. Olbrzymi silnik jest jakby na siłę wciśnięty w podwozie o „jeden numer za małe”. Gigantyczne puszki układu wydechowego wyglądają niczym skierowane do tyłu potężne artyleryjskie lufy. Do tego jedyny w swoim rodzaju reflektor oraz zestaw zegarów, który równie dobrze mógłby służyć w traktorze Ursus. Wszystko to składa się na niepowtarzalny wizerunek, przez który aż chce się krzyczeć: „do diabła z przeciętnością!”


Kodo to słowo japońskiego pochodzenia, które posłużyło jako przydomek bohatera naszego dzisiejszego testu. Jego znaczenie odczytywane jest jako „uderzenie serca, pierwotne źródło wszelkiego rytmu”. Jak się okazało, o jego trafności miałem się już za chwilę przekonać…

Po przekręcaniu kluczyka witani jesteśmy niemal standardowym już CHECK`iem zegarów. Pośród nich pierwsze skrzypce gra wyskalowany do 7000 obr./min. obrotomierz, przy czym czerwone pole zaczyna się już od 5500.

…Niespotykane, mleczno-białe podświetlenie robi pozytywne wrażenie…


Niespotykane, mleczno-białe podświetlenie robi pozytywne wrażenie. Z cyfrowego wyświetlacza dowiemy się o aktualnej prędkości, godzinie i dwóch przebiegach dziennych. Kontrolki są małe ale czytelne. Po naciśnięciu rozrusznika zaczyna się chyba najdłuższy z jakim się spotkałem proces odpalania. Choć w rzeczywistości trwa kilka sekund, to zwykle dla kierowcy ta chwila wydłuża się w nieskończoność, to coś jak popularne ostatnio slow-motion w grach i filmach. Wtedy to właśnie łapiemy głęboki wdech i przysłuchujemy się jak mechanizmy walczą z kompresją dwóch cylindrów po 835 ccm każdy.

Wreszcie zapalił! Profilaktycznie zerkam w niebo, czy przypadkiem nie zbiera się na burzę, nie… te grzmoty to po prostu doskonała robota specjalistów od dźwięku. Z puszek

układu wydechowego wydobywa się prawdziwy łomot. Wibracje gotowego do akcji silnika przypominają mi o dzisiejszym obfitym śniadaniu. Sprzęgło, jedynka zapięta…

No to jazda!

Jak się okazuje, nie taki diabeł straszny jak go malują. Chyba sami przyznacie, że po przestudiowaniu danych technicznych można by się spodziewać niczym nieposkromionej agresji i nieokrzesania, przecież przeniesiony prosto z Warriora silnik o pojemności prawie 1,7 litra to nie byle co! Ale Yamaha nie wyrwie nam rąk, nie wystrzeli nagle koła w

górę i nie wysadzi nas z siodła nagłą brutalną reakcją na gaz. Oczywiście nie myślcie sobie, że MT-01 to jakiś słabeusz. Bardzo wysoki moment obrotowy pozwala pozostawić w pobitym polu większość sportowych sprzętów… przynajmniej przez pierwszych kilkaset metrów. Jadąc na tym motocyklu nie mamy wrażenia poruszania się na wielkim, odbezpieczonym granacie, który w każdej chwili może wybuchnąć. Być może jest to zasługa odpowiedniej sztywności ramy, wahacza oraz doskonałych hamulców żywcem przeniesionych ze sportowej YZF-R1 – naprawdę, 310mm tarcze w połączeniu z wgryzającymi się w nie sześciotłoczkowymi zaciskami dosłownie zatrzymują rozpędzone 240 kg żelastwa w miejscu.

Chyba wszyscy słyszeli o kultowej już Yamasze V-max. Ten motocykl, podobnie jak niektóre japońskie konstrukcje z lat 80`tych borykał się z problemem zbyt wiotkiego podwozia w stosunku do możliwości silnika. W XXI wieku zestaw pod nazwą Yamaha MT-01 zapewnia nam pełną kontrolę nad osiągami w każdych warunkach.

Przyjrzyjmy się jednak samemu silnikowi. Jego słuszna pojemność wynosi dokładnie 1670 ccm. Wartość ta rozłożona jest na dwa cylindry w układzie V, wyposażone w rozrząd OHV i cztery zawory na cylinder. Jak już wspominałem, przeniesiono go wprost z cruisera, co skutkuje pewną specyficzną charakterystyką. Ruszać właściwie możemy bez dodawania gazu. Maksymalny moment obrotowy 150.3 Nm dostępny jest już przy 3.750 obr./min, a maksymalna moc 90 KM osiągana jest przy 4.750 obrotach.

Pięciobiegowa skrzynia wystarczy w zupełności, gdyż praktycznie na każdym przełożeniu po dodaniu gazu silnik dziarsko zabiera się do roboty. Zapomnijcie o wyjącej na niebotycznych obrotach rzędowej czwórce i eksplozji mocy w górnym zakresie: MT-01 to zupełnie inny świat!

Sama skrzynia nie wydaje z siebie nieprzyzwoitych dźwięków, jest jej wszystko jedno czy biegi zmieniamy ze sprzęgłem, czy bez. Dzięki hydraulice sprzęgło pracuje lekko i precyzyjnie.

Bestia w mieście

To właśnie jego żywioł, każde czerwone światło to okazja do urządzenia małego drag-racingu i pozostawienia po sobie długiej czarnej smugi, wszystko to przy akompaniamencie stuków, huków i grzmotów z układu wydechowego. Krępa ale zwarta sylwetka nie utrudnia nam poruszania się pomiędzy samochodami, do tego mamy niemal pewność iż nasze zbliżanie się nie pozostanie niezauważone. To zdecydowanie usprawnia szybkość i bezpieczeństwo podczas naszych walk z korkami. Generalnie o ile pozostajemy w ruchu, nic szczególnie nie przeszkadza nam w typowym codziennym użytkowaniu motocykla. Gorzej, gdy się zatrzymamy. Przy okazji manewrowania czy cofania, daje znać o sobie masa sprzętu. Jest to tym bardziej dokuczliwe, gdyż stosunkowo wysoko umieszczone siodło nie dodaje pewności siebie niższym kierowcom.


Jeżeli już przy narzekaniu jesteśmy: Istotnym problemem są lusterka – i nie, wcale nie są za małe, czy za szerokie. Kiedy nareszcie producent umieścił je w bardzo sensowny sposób, to całość i tak nie spełnia swojego zadania. Obraz w nich jest zamazywany generowanymi przez silnik wibracjami praktycznie przez cały zakres obrotów.

Ostatnią sprawą powiązaną z miejską jazdą to różnego rodzaju wygłupy mające podnieść nasze motocyklowe ego. Należy się tego jadąc MT-01 szczególnie wystrzegać, bo niestety wiele w tej kwestii nie zdziałamy. Dojeżdżając do świateł zapomnijcie o nawet delikatnym oderwaniu tylnego koła od podłoża. Zastosowane ogumienie Metzeler MT Z4 spisują się wyśmienicie w każdej sytuacji, oprócz prób wykonania stoopie. Jedyne, co uda nam się wykrzesać z niej to głośny pisk ślizgającej się opony.

Gdy spróbujemy poderwać przód do góry, najczęściej skończy się to wprowadzeniem tylnego koła w uślizg. Jeżeli już nawet wyczujecie sprawę, to bardzo szybko kończąca się jedynka ugasi Wasz zapał. Poza tym wyczucie punktu równowagi na tak ciężkim motocyklu wcalnie nie jest proste – tak więc krótko – wbrew pozorom to nie jest motocykl do stuntu.

 

Trasa

Mogłoby się wydawać, że brak jakichkolwiek owiewek będzie powodem katorgi przy okazji dłuższych wyjazdów. Na szczęście sytuacje ratuje bardzo rozbudowana bryła motocykla, która już sama w sobie tworzy całkiem skuteczną ochronę przed wiatrem – przynajmniej dla dolnych partii ciała. Zupełnie nieosłoniętym miejscem jest górna część klatki piersiowej oraz kask(to i tak lepiej, niż w większości naked-bike`ów), przez co utrzymywanie stałych prędkości powyżej 130 km/h będzie męczące dla mięśni karku. Szkoda, gdyż przelotowa 140 – 160 km/h to żadne wyzwanie dla silnika. Godna pochwały jest pozycja zajmowana na MT`ku. Nisko osadzone podnóżki, świetnie wyprofilowana kanapa oraz wygodna kierownica powodują, iż po spędzeniu całego dnia w siodle nie będziemy czuć się jak powyginana kupa mięcha.

 

…Wyobraźcie sobie teraz idealne połączenie komfortu, ze sportowymi aspiracjami i precyzją prowadzenia…


Wyobraźcie sobie teraz idealne połączenie komfortu, ze sportowymi aspiracjami i precyzją prowadzenia. Jeżeli ten ideał będzie naszym punktem odniesienia, to zestrojenie podwozia i zachowanie się MT-01 na drodze jest mu bliskie, z lekkim ukłonem w stronę komfortu. Z pełną świadomością pisanych tu słów oświadczam, iż dawno nie jeździłem tak doskonale zestrojonym na nasze polskie drogi motocyklem. Większość dziur i nierówności boleśnie odczuwanych przez właścicieli supersportów jest tu płynnie wygładzana. Jednocześnie gdyby nie przyduża masa, to prowadzenie na zakrętach nie dawałoby podstaw do krytyki. Niestety nadwaga wyczuwalna jest chociażby przez tendencje do zacieśniania zakrętu pokonywanego przy niskiej prędkości. Szkoda, ale przecież trudno wymagać od naszego „kolosa” właściwości prowadzenia ultralekkich sportowych sześćsetek.

Na prostej, gdzie osiągnięcie maksymalnych 220 km/h nie jest problemem, zachowanie jest poprawne. Kilka razy przy podchodzeniu do kresu możliwości motocykla pojawiało się delikatne shimmy. Na szczęście po korekcie pozycji i dociążeniu przedniego koło wszystko się uspokajało.

Poważne obawy nachodzą, kiedy postanowimy posadzić z tyłu pasażerkę. Sami przyznacie, że te gigantyczne tuby tuż obok – tu sami możecie zrymować – wyglądają średnio zachęcająco. Na szczęście pozory mylą. Czarne elementy maskujące dookoła puszek układu wydechowego nagrzewają się w minimalnym stopniu, przez nie stanowią żadnego zagrożenia. Szerokie i wygodnie tapicerowane siodło przypadło do gustu piękniejszej części załogi i gdyby nie zbyt wysoko pociągnięte podnóżki, podróżowałoby się całkiem przyjemnie.

Podsumowanie

Oprócz typowych, łatwych do określenia wrażeń obcowania z maszyną jest jeszcze jedna sprawa, którą trudno nazwać inaczej, niż po prostu „fun”, czyli zadowolenie i przyjemność z samej jazdy. W tym przypadku MT`ek daje tyle wrażeń, że spokojnie obdzieliłoby się ich na kilka innych motocykli. Mając świadomość ujeżdżania ponad półtoralitrowego silnika upakowanego w tak agresywne nadwozie kierowca czuje się Panem sytuacji na drodze.


Kodo należy do grona tych motocykli, które można uznać za wyśnione i wymarzone. Wiele osób zapewne wyobraża sobie ten motocykl jako swoje ostatnie stadium w rozwoju pasji i umiejętności prowadzenia… niestety jak dobrze wiadomo, marzenia lubią drogo kosztować, nie inaczej jest w tym przypadku – cena testowanego egzemplarza wynosi 54.900,00 PLN

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany