WSBK 2009 – Portimao - Motogen.pl

Cóż można poradzić, kiedy dostaje się informację o przyznanych akredytacjach na finałową rundę WSBK w słonecznej Portugalii? Należy stanąć na uszach, żeby wreszcie po długich bólach i bojach zapakować swe cztery litery do samolotu i z prędkością blisko 900 km/h pognać w kierunku Lizbony. 11 000 metrów nad ziemią. Zacnie.

Pomysłodawcą całego zamieszania był Paweł Szkopek, który stwierdził, że dobrze byłoby przygotować materiał z Wielkiego Finału, trochę zdjęć, jakieś video. Wszak impreza prestiżowa, ostatnia runda i ostatni raz w Portimao; na torze, który w ubiegłym roku został oddany do użytku, a jego inauguracja zbiegła się z rozgrywanymi właśnie wyścigami WSBK. O ile Paweł gościł już w tym roku na tym torze (jako zawodnik podczas przedsezonowych testów), to dla mnie była to pierwsza wizyta na Autodromo Nationale di Algarve. Ogólnie przygotowania do całej wyprawy były raczej postrzelone. W sumie dopiero w strefie tranzytowej warszawskiego lotniska Okęcie poczułem, że lecimy. Zapakowani i usadzeni w fotelach na pokładzie Airbusa portugalskich linii lotniczych TAP, mieliśmy przed sobą kilka godzin lotu, na które złożyły nam się rozmowy o rzeczach istotnych i błahostkach, oglądanie kreskówek na pokładowych monitorach. Paweł bawił nas opowieściami z torów, z których jedną zdążyłem zapisać w pamięci dyktafonu. Opowieść wyniknęła z rozmowy o Lascorz, który udowadniał niezbicie w tym sezonie, że Kawasaki potrafią być bardzo skuteczną bronią:

(…) wyprzedził mnie przed potrójnym prawym w Katarze, wszedł mi tak bezstresowo pod łokieć przed tym pierwszym szybkim prawym… Wiesz, trzymałem się generalnie za nim, był około 0,1 sekundy szybszy ode mnie na kółku, więc to nie była jakaś znacząca różnica. Chodziło tu o fakt, jak on mnie potrafił wyprzedzić. Załamałem się już, jak dojechaliśmy do tego Australijczyka, który był wolniejszy ode mnie o 6 sekund, a ja w tym samym miejscu nie potrafiłem go przejść! W tym miejscu, gdzie Lascorz zrobił to jakby nigdy nic. Wyobraźcie sobie, koleś jedzie jak straszny, ostatni lamus, robił mega gorsze czasy, zresztą niedługo zrezygnował z jazdy. Nie pamiętam nawet jak się nazywał. Czasami nie wiem jak kolesie tam jeżdżą, to jest wręcz niewyobrażalne. A drugiego takiego jak Lascorz, jeśli chodzi o wchodzenie, wyprzedzanie, wykorzystywanie każdego centymetra pozostawionego miejsca, to nie widziałem jeszcze. Sofoglu nie potrafi tak wyprzedzać, mimo że jest bardzo szybki. U niego wszystko jest bardziej nerwowe, trochę zalatujące wypadkiem. Joan robi to wszystko w taki sposób, że po prostu nie łapiesz o co chodzi, jest wuuuummm… Wjeżdża i koniec. Ej, Olaf, dobra, wyłącz już to! (śmiech)

Wreszcie lądowanie. Miłą niespodzianką było to, że o 21:30 w Lizbonie (22:30 naszego czasu) były jakieś 24°C. Żyć się chciało! A kiedy telefony złapały zasięg, natychmiast rozbrzmiały sygnałami nadchodzących SMS-ów z pytaniami o Daniela „Bułę” Bukowskiego, który z „dziką kartą” miał startować w Portugalii w klasie Supersport. Start Daniela był jednym z powodów naszego pospolitego ruszenia. Jednak wieści były nie najlepsze, bo okazało się, że Daniel nie wystartował, a, zamiast niego, na wynajętej od Ten Kate CBR pojawił się Marcin Walkowiak. Cóż, zaraz po wylądowaniu dowiedzieliśmy się jedynie, że to sprawa jakowejś niedyspozycji Daniela i takie info przekazaliśmy do kraju.

Poradnik Turystyczny Wujka Złego
Portugalia jest wspaniałym miejscem na wypoczynek. I to niekoniecznie w szczycie sezonu. Kiedy tabuny turystów przewalą się już przez wszystkie nadmorskie miasteczka i kurorty, można całkiem spokojnie, bez zgiełku i ścisku zaplanować wycieczkę. Jak sami się przekonaliśmy, bilety lotnicze najlepiej rezerwować i wykupić z dużym wyprzedzeniem, ponieważ daje to możliwość wyszukania najlepszej oferty. Z wynajęciem samochodu czy rezerwacją hotelu online nie ma najmniejszych problemów, tym bardziej że auta wręcz czekają na klientów, a hotele nie są oblężone, więc można wybierać do woli wybierać. Niczym dziwnym nie będzie nocleg w całkiem niezłych warunkach za 5 euro od osoby! Zapakowany Mitsubishi Colt, mknął pięknie oświetloną trasą szybkiego ruchu, która jednocześnie jest jednym z najdłuższych mostów w Europie. Jadąc, wciąż byliśmy wyprzedzani lub też wyprzedzaliśmy grupki motocyklistów. Nic dziwnego, bowiem większość udawała się w tym samym kierunku, co my. Po drodze nie odmówiliśmy sobie wizyty w przydrożnej knajpce serwującej typowe dla kraju i regionu dania z aperitifem w postaci przepysznych, świeżych bułeczek. Dania znakomite, ba, nawet miejscowe piwo świetne, szczególnie w porównaniu z sikaczami, które potrafią zaserwować np. Francuzi.