Tragedia na torze przyćmiona przez cyrk w Gorzowie - Motogen.pl

13 maja to smutny dzień dla polskiego speedwaya. Tego dnia w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku na torze we Wrocławiu odszedł od nas Lee Richardson, zawodnik PGE Marmy Rzeszów. Wydawać by się mogło, że ta tragedia chociaż jednego dnia zjednoczy środowisko, tymczasem śmierć Anglika była przyczyną żenującej farsy, jaka odbyła się w Gorzowie Wielkopolskim.

 

Tragiczne preludium

Ten nieszczęśliwy wypadek miał miejsce w trzeciej gonitwie. Po słabym starcie „Rico” znajdował się z tyłu stawki i na wyjściu z pierwszego wirażu próbował poprawić swoją pozycję. Niestety, zabrakło dla niego miejsca i zahaczył o tylne koło jednego z rywali. To zmieniło tor jego jazdy tak, że kierował się na drewnianą bandę. Zawodnik w ostatniej chwili puścił motocykl i sam z ogromnym impetem klatką piersiową uderzył w konstrukcję odgradzającą tor od trybun. Po odbiciu się od niej przekoziołkował jeszcze kilka razy po nawierzchni wrocławskiego owalu.

 

Po Anglika wyjechała karetka, która zabrała go do szpitala. Pierwsze doniesienia mówiły o kontuzji nogi i związanej z nią operacją. Nie wiemy kiedy lekarze dowiedzieli się o rozległym krwotoku wewnętrznym Richardsona, jednak nieoficjalnie podano, że to była przyczyna jego śmierci. Dzisiaj ma być przeprowadzona sekcja zwłok żużlowca, która odpowie na wszystkie pytania. Prokuratura wszczęła nawet postępowanie wyjaśniające, dotyczące przygotowania toru we Wrocławiu. Trudno jednak oczekiwać w tej sprawie konkretnych zarzutów.

 

 

Żałosna szopka

Właściwie w tym miejscu tekst powinien zostać zakończony i mieć inny tytuł. Tymczasem po informacji o śmierci „Rico” kibice zgromadzeni w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie odbywał się mecz pomiędzy miejscową Stalą a Stelmetem Falubazem Zielona Góra, a także widzowie TVP Sport byli świadkami czegoś, co nigdy nie powinno mieć miejsca.

 

Na jednym z portali ta smutna wiadomość pojawiła się już o 20:37, czyli na początku spotkania lub nawet przed jego rozpoczęciem, które opóźniło się ze względu na przerwę we Wrocławiu, skąd telewizja również przeprowadzała transmisję. Komentatorzy podali tę informację po siódmym wyścigu, zaś sędzia podjął decyzję, że przekaże tę wieść zawodnikom po rozegraniu ósmej gonitwy. Właśnie wtedy zszedł do parku maszyn, zabrał zawodników do jednego z pomieszczeń klubowych. Po wyjściu arbiter oświadczył, że wszyscy żużlowcy chcą, aby spotkanie zostało rozegrane do końca. To miał być ich sposób uczczenia pamięci Lee. Jak się później okazało, groził im zawieszeniem na pół roku, czyli do końca sezonu.

 

W tym momencie komentatorzy TVP Sport, którzy uważali, że mecz powinien zostać przerwany, oświadczyli, że nie będą dalej komentować spotkania, czym oddadzą hołd zmarłemu Anglikowi. I choć wynik nie powinien być ważny, w tej chwili gospodarze prowadzili 29:19 i nic nie wskazywało na to, że karta im się odwróci. W tym samym czasie kibice z Zielonej Góry postanowili opuścić stadion.

 

Pytanie nr 1: Sędzia mówił o jednomyślności, zawodnicy temu zaprzeczają. Kto kłamie?

Wojaczek wrócił na wieżyczkę i „puścił” dwa wyścigi. W nich wyraźnie było widać, że Zielonogórzanie nie myślą już o ściganiu. Jeden z zawodników Falubaz Jonas Davidsson, gdy tylko taśma poszła w górę, od razu zjechał z toru. Argumentował później, że nie był w stanie pozbierać się po tej tregedii. Patryk Dudek i Rune Holta również mówili o tym, że nie chcieli startować. Poza tym miny prawie wszystkich pokazywały, że nie mają ochoty na ściganie. Czemu prawie? Telewizja pokazała jak Niels Kristian Iversen w jednej z przerw żartuje sobie z mechanikiem, jak gdyby nic się nie stało…

 

Pytanie nr 2: Kto, kiedy i co wiedział?

W czasie przerwy po dziesiątej odsłonie do sztabu Falubazu Zielona Góra dołączył były prezes tego klubu, a obecnie senator i prezes stowarzyszenia, które ma w klubie 100% udziałów – Robert Dowhan, który zapytał pracowników klubu co się tu dzieje, czemu biorą udział w meczu, bo, cytuję: „cała Polska  tu napier….”. Dowhan nie był jedyną osobą, która, myśląc, że telewidzowie tego nie usłyszą, używała niecenzuralnego języka. Oprócz niego tą umiejętnością przed kamerami pochwalili się Krzysztof Orzeł (Stal Gorzów) oraz po stronie zielonogórskiej Jacek Frątczak i Piotr Kuźniak. Pierwszy z panów mówi, że o śmierci Richardsona dowiedział się w okolicach szóstej gonitwy, zaś drugi krzyczał „K****, my już po pierwszym biegu wiedzieliśmy, że on nie żyje”.

 

Działacze z Zielonej Góry przekonują, że nie poinformowali wcześniej zawodników, aby ich nie załamać. Wychodzi więc na to, że chcieli za wszelką cenę odjechać te zawody. Z kolei Gorzowianie przekonują, że jak tylko dowiedzieli się o wszystkim (czyli po siódmym biegu), zaproponowali sędziemu i trenerowi zespołowi gości, Rafałowi Dobruckiemu, przerwanie meczu. Czemu więc sami wyjechali na tor? „Bo moglibyśmy dostać walkowera” – powiedział później dla portalu Sportowe Fakty szkoleniowiec gorzowskiej Stali, Piotr Paluch. Goście również bali się konsekwencji ze strony władz ligi.

 

Wniosek z tego taki, że na pierwszym planie były konsekwencje regulaminowe (czyt. ogrome kary finansowe), a nie pamięć o zawodniku, którego dobrze znali wszyscy obecni w parku maszyn. Natomiast gdyby spotkanie zostało przerwane po ośmiu wyścigach, wg regulaminu uznane by zostało za rozegrane i nie trzeba byłoby go powtarzać.

 

Pytanie nr 3: Czy kibice mają ludzkie odczucia?

Fani gorzowskiej Stali (bez wątpienia nie wszyscy, ale zdecydowana większość) w czasie, gdy zawodnicy się naradzali, skandowali „Jedziemy, jedziemy”. Nagle wszyscy zapomnieli o wielkiej tragedii i najważniejszym celem było dla nich lanie dla odwiecznego rywala zza miedzy, który w ostatnich kilku latach w końcowym rozrachunku zawsze okazywał się lepszy. Radość fanów Stali, którzy cieszyli się ze zwycięstwa 5:0 swojej drużyny, po tym jak zawodnicy Falubazu nie wyjechali do ostatniego biegu tego nieszczęsnego spotkania, pozostawię bez komentarza, tak samo jak okrzyki „Zdechł pies Falubaz”, które w kontekście startów Richardsona w zespole z Zielonej Góry w ubiegłej dekadzie są po prostu niesmaczne i mówią wiele o tych, którzy je wykrzykiwali.

 

Kibice Falubazu co prawda wyszli ze stadionu jak tylko dowiedzieli się, że spotkanie będzie kontynuowane, lecz nie są krystalicznie czyści. W ich sektorze wisiała flaga „upamiętniająca” żonę Edwarda Jancarza, ikony gorzowskiego żużla, którego imieniem nazwany jest obiekt przy Śląskiej. Dla niewtajemniczonych dodam, że Jancarz kilka lat po zakończeniu kariery został dźgnięty nożem przez swoją żonę, w wyniku czego zmarł.

 

Pytanie nr 4: Jakie kompetencje ma sędzia?

Arbiter nakazał usunięcie z parku maszyn wspomnianego już Roberta Dowhana, który miał wszelkie uprawienia, aby tam przebywać. Po ósmym biegu był gotowy przerwać zawody, zaś po jedenastym wyścigu twierdził, że nie może tego zrobić, a tej decyzji domagały się już obie drużyny. Zaś w protokole pojawiła się informacja, że tylko ekipa z Winnego Grodu odmówiła startu. W końcu zawodnicy poszli po rozum do głowy i ustalili między sobą, że jednym rozwiązaniem jest powrót sędziego na wieżyczkę i dalsze prowadzenie zawodów. Żużlowcy nie mieli zamiaru wyjeżdżać na tor, przez co sędzia w każdym z biegów wykluczałby ich za przekroczenie czasu dwóch minut. Pozwoliłoby to w myśl regulaminu w nie budzący wątpliwości sposób zakończyć te zawody. Jednak arbiter po rozmowie z osobami decyzyjnymi w Enea Ekstralidze postanowił zakończyć spotkanie.

 

Epilog

A właściwie preepilog, gdyż sprawa zostanie zakończona w momencie, gdy Enea Ekstraliga podejmie decyzję czy i po ilu wyścigach zaliczyć pojedynek w Gorzowie Wielkopolskim. Obecnie w mediach trwa przepychanka pomiędzy działaczami obu klubów, kto chciał, a kto nie chciał jechać. Działacze Stali Gorzów zarzucają Zielonogórzanom, że na śmierci zawodnika chcieli ugrać lepszy wynik dla swojej drużyny (czyt. mniejszą porażkę), choć jak sami przyznali przed siódmym wyścigiem, bali się walkowera. Tymczasem wszyscy telewidzowie słyszeli jak Zielonogórzanie chcieli wszystkie wyścigi kończyć przegraną 5:0.

 

Osądzanie, kto mówi prawdę, a kto kłamie, pozostawię Czytelnikom. Tak naprawdę klasą wykazali się w tej sytuacji tylko komentatorzy TVP Sport. Wróćmy jednak do tego, co jest tutaj naprawdę ważne. Tragedia rodziny żużlowca, który zostawił żonę i trójkę małych dzieci..