BMW R 1200RS w najnowszym wcieleniu udowadnia, że nagięcie własnych zasad czasem przynosi wiele dobrego.
Stojąc rozglądam się: przede mną strzeliste skały, piach, kaktusy i czarna wstęga krętej drogi. Otoczenie w słońcu wygląda jakbym był częścią filmu, którego obraz nakręcono w sepii, fabuła oscyluje w okolicach westernu i horroru, a wrażenie niepokoju dopełnia truchło rozjechanego węża. Na szczęście miejsce, w którym się znajduję, to jeden z fotostopów podczas pierwszych jazd testowych nowego wcielenia boksera BMW w klasie naked - R1200R.
W 2012 roku miałem okazję testować ówczesną nowość na rynku dalekobieżnych, szosowych maszyn turystycznych – BMW K1600 GTL. Pod wieloma względami flagowiec bawarskiego koncernu mnie urzekł, a pod wieloma rozczarował sprawiając, że ogólny bilans wyszedł na zero. Dosiadając go w tym sezonie byłem ciekaw, czy pewne mankamenty, które wówczas mnie drażniły, ulepszono i czy Niemcy zmienili w K 1600GTL coś więcej niż to, co widać na pierwszy rzut oka.
W ubiegłym roku testowaliśmy F800R - połączenie nakeda i streetfightera o niebanalnej stylistyce i dużej spontaniczności. Nie tak dawno do redakcji trafił motocykl będący jego stylistycznym przeciwieństwem. Obudowany, skromny klon wspomnianego F800R – BMW F800GT. Ostatnie dwie litery oznaczenia sugerują predyspozycje do dalszych tras i znacznie bardziej powściągliwy charakter. A jaki jest naprawdę?
Redakcja
Coraz częściej turystyka motocyklowa zaczyna kojarzyć się z motocyklami będącymi dwukołowymi, luksusowymi kamperami, które zamiast motocyklowego survivalu gwarantują bezstresowe nawijanie kilometrów. Przeglądając propozycje producentów ciężko obecnie znaleźć takiego, który w swej ofercie nie miałby tourera z prawdziwego zdarzenia.
Odnosimy wrażenie, że niektórych producentów ponosi fantazja. Jakim sposobem coś, co z założenia jest do bólu praktyczne i ekonomiczne może jednocześnie być sportowe i emocjonujące? Skutery są na końcu listy jednośladów kojarzonych z wyścigową rywalizacją. Tymczasem Yamaha i BMW okrawa swoje nowe modele maxi skuterów „sportowymi” epitetami. Sami się o to prosili –zabraliśmy Yamahę T-Max 530 i BMW C600 Sport na tor wyścigowy…
Nie wiem czy kojarzycie BMW K1200S? Świetny sprzęt, choć – nie wiedzieć czemu – przez producenta umieszczony w gamie wyścigówek, a nie motocykli turystycznych. Biorąc jednak pod uwagę, że w czasach jego powstania nie było jeszcze Wunderwaffe, to naciąganie rzeczywistości w taki sposób można usprawiedliwić.
Moda na turystyczne enduro przeobraziła się w pewnego rodzaju obsesję. Motocykliści, których celem jest nawijanie dziesiątek tysięcy kilometrów, mają gdzieś „standardowe” sprzęty typu tourer. Ociekające uniwersalnością BMW R1200GS po latach dominacji doczekało się godnych przeciwników. Kto zostanie nowym królem turystycznych enduro?
Klasa naked bike bez wątpienia przeżywa renesans. Ewoluując z kategorii motocykli dedykowanych dla osób niezdecydowanych, czy chcą być turystami czy ulicznymi rozrabiakami aktualnie oferuje nam pełen wachlarz motocykli.
Fenomen Adventure'a zawsze mnie zastanawiał; trudno wszak zrozumieć, jakim cudem ciężka, szkaradna bryła żelastwa może mieć tylu wiernych fanów. Poprzednią wersją Ewan McGregor zwiedził bez większych awarii kawałek świata, a każdy poznany właściciel R1200GSA wypowiada się o nim w takich superlatywach, że zacząłem posądzać BMW o wyposażanie swojego produktu w fabryczny kufer zawierający środki rozweselające. Czy kosztujący fortunę terenowy transatlantyk jest warty swojej ceny?
Bawarczycy zrewolucjonizowali pojęcie motocykla turystycznego, oddając w ręce użytkowników swój nowy okręt flagowy – K1600 GT. Mocny, elastyczny, o dynamice przywodzącej na myśl sportowe maszynki i trakcji, której te by się nie powstydziły.
Po kilkuletniej przerwie bawarski koncern powrócił do produkcji najmniejszego przedstawiciela rodziny GS. Nowy model zmienił nazwę (wcześniej nazywał się F650GS), przeszedł lekki lifting… i to by było na tyle. Przedstawiamy BMW G650 GS.