Przegląd toreb metro - Motogen.pl

Gdy na motocykl potrzebujemy spakować więcej rzeczy, z pomocą przychodzą nam tankbagi. Jednak niektórzy woleliby coś zacznie mniejszego albo wręcz przeciwnie – ogromną torbę z bocznymi sakwami, montowaną na tylnym siedzeniu. Metro oferuje takie akcesoria w dość niskiej cenie. Sprawdziliśmy czy faktycznie warto się nimi zainteresować.

Enduro i Classic
Na pierwszy ogień poszedł standardowy tankbag o nazwie Metro Enduro. Jest to prosta konstrukcja bez odpinanych modułów oraz bez możliwości wypięcia samego mapnika czy też innych gadżetów i udogodnień. Mimo to, mając kilka tankbagów, to właśnie ten brałem ze sobą najchętniej.


Można go nosić jako plecak albo mocować na baku, przy czym nie wymaga to demontażu szelek. Warstwa antypoślizgowa z magnesami i szelki są zapięte jednocześnie. Nie wszystkie tankbagi na to pozwalają, a jest to bardzo wygodne – nieraz jechałem gdzieś motocyklem z Metro na baku, a później, idąc pieszo, zarzucałem go na plecy. Co prawda, system nośny jest prymitywny do bólu – zwykłe dwa paski obszyte materiałem, ale przecież to nie plecak tylko tankbag. Owe paski można szybko zdemontować, trzymają się bowiem na zwykłych zatrzaskach (odpięcie ich nie jest jednak konieczne). Bardzo do gustu przypadł mi też kształt tej torby. Może i nie wygląda zachwycająco, ale za to jest tak wyprofilowana, że można do niej zmieścić standardowy kask integralny bez powiększania tankbaga. Generalnie torba ta do małych nie należy, ale do olbrzymów także – 11 l z możliwością powiększenia do 22 l. Jednak wspomniany kształt Metro pozwalał mi się spakować znacznie łatwiej niż standardowe, prostokątne torby. Są jednak także wady – poza, wspomnianą na początku artykułu, prostotą tego produktu (dla jednych wada, dla innych pewnie zaleta) irytować może pasek służący do dodatkowego przymocowania tankbaga w okolicach główki ramy. Pasek ten jest długi i nieprzewidziano miejsca, do którego można by go było schować. W efekcie trzeba go wpychać np. do bocznej kieszeni przez niedomknięty suwak…


W deszczu torba sprawdziła się dobrze; nie przemakała, mimo braku przeciwdeszczowego pokrowca. Gdzie natomiast sobie nie radziła? Na plecach przy dużych prędkościach unosiła się nad plecami, lewitując nad riderem… Dociągnięcie pasków na maksa pomagało, ale mimo to plecak był wtedy mało stabilny. Trzeba jednak pamiętać, że to tankbag a nie plecak i możliwość zakładania go na plecy ma być tylko dodatkiem.


Jeśli dla kogoś model Enduro jest za duży (np. ma motocykl z małym bakiem – Suzuki GS itp.) i przeszkadza mu wielka torba, to zamiast Enduro, może zakupić model Classic. Jak nazwa wskazuje, jest to klasyczny tankbak, również bez żadnych dodatków w postaci odpinanych kieszeni, regulowanych przegród etc.. Właściwie nie posiada żadnych kieszeni. Ma kształt prostokąta z owalnymi rogami i można go powiększyć nawet trzy razy. Wówczas okazuje się, że można tam zmieścić całkiem sporo rzeczy. Chociaż nie posiada żadnych dodatków (np. kieszonek), to – chyba jak każdy tankbag – jest wyposażony w mapnik. Ma także szelki, których można używać tak samo, jak w modelu Enduro.

 

Mini
Kolejną torbą, a właściwie malutką saszetką na magnesach, jest model Mini tankbag – torba o wymiarach 35 x 17 cm, więc naprawdę niewielka. Początkowo nie bardzo rozumiałem sens takiego wynalazku, ale kiedy przyszło mi jeździć w kombinezonie bez choćby jednej kieszeni, zaprzyjaźniłem się z Mini tankbagiem. Zmieszczą się do niego dokumenty, półlitrowa butelka, telefon komórkowy i zostanie jeszcze trochę miejsca na inne drobiazgi. Komórkę wkłada się do specjalnej kieszonki z okienkiem na wyświetlacz telefonu. Wszystkie przegrody (największa – główna, pomocnicza – dość mała oraz ta na telefon komórkowy) są zamykane suwakami. Główna przegroda ma dwa suwaki i, niestety, podczas testów jeden zawiódł – najpierw przestał się zamykać, a przy próbie zaciśnięcia go okazał się bardzo słaby i połamał się. Poza tym urwał się pasek do noszenia Mini tankbaga na ramieniu (był to dodatkowy pasek z możliwością szybkiego demontażu, ale nić na nim odpruła się i karabińczyk, służący do zapinania go, odpadł). Innych problemów z testowanym egzemplarzem nie miałem. Na deszczu spisywał się dobrze; nie było sytuacji, żeby woda dostała sie do środka, aczkolwiek było to na zabudowanym motocyklu. Magnesy są trzy (neodymowe) i trzymają mocno. Nie ma więc obaw, że tankbag odfrunie.


Trip
Następnym wynalazkiem Metro, w który dane mi się było pakować, jest torba Trip, montowana na siedzeniu pasażera. Podobnie jak w przypadku poprzednich modeli, tak i ten jest pozbawiony modułów, którymi można zmieniać jego funkcjonalność i także nadrabia to ceną.
Torba Trip, jak na torbę mocowaną z tyłu, jest średniej wielkości, ale na pewno jest znacznie większa od standardowych tankbagów (aczkolwiek nie ma suwaka, który pozwoliłby jeszcze zwiększyć jej pojemność). Poza główną komorą są dwie boczne kieszonki oraz mapnik. Mapnik? Owszem, ponieważ producent przewidział montaż tej torby także na baku (magnesy jednak trzeba dokupić osobno). Jeśli ktoś zdecyduje się na taki krok, to będzie miał naprawdę bardzo szeroki tankbag, co zresztą sami możecie zobaczyć na zdjęciach.


Jak się z tym jeździło? Świetnie! O wiele lepiej niż z tankbagami, bo nic nie zahaczało o szczękę kasku przy próbie złożenia na baku. Poza tym zakładając tankbag na bak i dodatkowo torbę Trip na siedzenie pasażera zyskujemy już naprawdę sporo miejsca do spakowania się, a do tego można jeszcze założyć plecak. Torba Trip była bardzo stabilna właściwie przy każdych prędkościach, jednak ma jedną, bardzo dużą wadę – mocowana jest za pomocą pasków trzymanych przez coś w rodzaju pierścieni D. Niestety, są one bardzo słabej jakości – wyginały się i w efekcie przestawały ją trzymać. Szkoda, bo potrafi to być naprawdę irytujące – samemu trzeba zadbać o dodatkowe przymocowanie Tripa.


Na wypadek niepogody torba została wyposażona w chowany pokrowiec przeciwdeszczowy. Jest on umieszczony w zamykanej suwakiem kieszonce.


Adventure
Metro Adventure to prawdziwy olbrzym. Torba jest ogromna i uwierzcie mi, że nie przesadzam! Mieściłem do niej dwa kaski integralne, dwie–trzy kurtki motocyklowe, wiele par rękawic i jeszcze sakwy miałem puste. Sakwy? Dokładnie – Adventure od spodu ma przymocowane sakwy, które zwisają po bokach motocykla. Nie są wielkie, ale przydają się. Tym bardziej że poprawiają stabilność torby – dzięki nim ograniczone jest kołysanie się torby przy skręcaniu. Jakby komuś jednak przeszkadzały, to może je w każdej chwili odpiąć. Trochę szkoda, że główna komora nie została podzielona na przegrody. Przestrzeni jest tyle, że naprawdę by się to przydało. Podobnie jak w przypadku torby Metro Trip, występuje problem z paskami mocującymi.

Podsumowanie
Poza ostatnią torbą wszystkie modele są bardzo proste, bez możliwości wypinania z nich poszczególnych części etc.. Są to jednak solidnie wykonane produkty w atrakcyjnych cenach. Oczywiście, znajdziemy kilka niedociągnięć, opisanych w teście, ale nie są one na tyle istotne, aby mogły zaważyć na decyzji o zakupie.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany