LOOK AROUND THE GLOBE: JADĄ NA WSCHÓD, BY OBJECHAĆ MOTOCYKLEM AZJĘ I AUSTRALIĘ DOOKOŁA! - Motogen.pl

Marta i Łukasz w listopadzie na BMW F800GS wyruszyli z Polski, okrążą Azję razem z Australią. Aktualnie są w Dubaju…

Od redakcji: Marta i Łukasz to lekko szalona para. Lubią podróżować. Ale weekend nad jeziorem to zbyt mało, dlatego objechali Amerykę (tzn. obie Ameryki), całą Afrykę, i nie tylko. Poczytacie o nich więcej na Motogen.pl. Aktualnie są w podróży dookoła Azji wraz z objechaniem Australii. Jadą BMW F800GS, a za kierownicą się zmieniają. Ruszyli z Polski w listopadzie. Sprawdźcie podsumowanie pierwszych 3 miesięcy podróży.

Kiedy wyruszyliśmy z kraju w listopadzie zeszłego roku motocyklem w trzecią część naszej podróży dookoła świata – wstępna trasa podróży nie przewidywała nawet miejsca w którym aktualnie się znajdujemy. Podróż jednak to jedna wielka niewiadoma i dzięki zwrotom akcji oraz delikatnej improwizacji z naszej strony – jesteśmy tu!

Gdzie? W Arabii Saudyjskiej oglądając zmagania zawodników na jednym z najpopularniejszych rajdów świata – Rajdzie Dakar 2020

Byliśmy, zobaczyliśmy, przywitaliśmy się z polskimi uczestnikami, wprowadziliśmy nawet motocykl do głównego kampusu Dakar i poczuliśmy klimat i atmosferę słynnego rajdu, który pierwszy raz odbywał się w Arabii Saudyjskiej (będzie odbywał się tu przez kolejne 5 lat) zmieniając tym samym historię tego kraju.

Adrenalina, pełna mobilizacja, skupienie i zacięcie podczas wymagających odcinków specjalnych mieszające się ze zmęczeniem i wykończeniem organizmu zawodników w nieznanych, trudnych i surowych warunkach pustynnych. To jest właśnie piękne w tym rajdzie!

Kilka zdjęć z tego wydarzenia tutaj:

Zanim jednak znaleźliśmy się na Półwyspie Arabskim, na naszej mapie znalazły się największe targi motocyklowe, na które zostaliśmy zaproszeni jako goście – Targi EICMA w Mediolanie. Jechaliśmy więc do Azji przez Włochy. Trochę dookoła, ale kto powiedział, że trzeba jechać zawsze najkrótszą drogą?

Dalej opuszczając coraz bardziej już wtedy zimną Europę, rozejrzeliśmy się jeszcze po słynnej Pizie, Neapolu oraz po Rzymie i Watykanie, gdyż nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji odwiedzić tych miejsc motocyklem.

Kiedy kierowaliśmy się już tylko na wschód, w stronę Iranu, by południem Azji zbliżać się powoli do kontynentu Australijskiego, niespodziewanie na dłużej zatrzymała nas po drodze Turcja i jej centralne oraz wschodnie, mniej odkryte rejony, które być może odwiedziliście decydując się na dłuższy wyjazd w głąb Turcji będąc na wakacjach na Tureckiej Rivierze.

Jedyna w swoim rodzaju Kapadocja każdego dnia budziła nas o poranku balonami wznoszącymi się ponad niesamowitymi i fascynującymi formami skalnymi w blasku wschodzącego słońca. Takiej scenerii nie mogliśmy przegapić, zatem kilkukrotnie, wcześnie, bo o godzinie 5 rano czekaliśmy już na wzgórzu przy startujących balonach, by uchwycić najlepsze momenty tego spektakularnego przedstawienia.

Pocztówka z Kapadocji, z miasta Goreme tutaj:

Kapadocja, jasna sprawa, musiało być pięknie i kolorowo, ale niesamowitym zaskoczeniem było ukazanie się wreszcie po wielu godzinach jazdy największego sodowego jeziora na świecie w otoczeniu zaśnieżonych gór.  Oczywistym było, że wyjeżdżamy z Polski za późno i na planowanej trasie spotka nas wiele pogodowych niespodzianek. Już od Istambułu Turcy spoglądali na nas ze zadziwieniem i krzyczeli, „cold”, „winter”, „don’t go there”! Jakoś szczególnie nie przejmowaliśmy się tym faktem, zima to zima, jechać trzeba, a do tak długiej trasy jesteśmy przygotowani na każde warunki, tak, by jechać komfortowo nawet przy temperaturze poniżej zera, w śniegu, mgle i ogromnym wietrze. A tak właśnie żegnała nas Turcja i dalej witał Iran – śniegiem – zapowiadając w wysokich górach czyhającą już za rogiem srogą ,turecką zimę. Nie powiemy, żebyśmy przepadali za taką pogodą, ale wiedzieliśmy, że im dalej na wschód, tym powinno być cieplej, a taka świadomość znacznie pomaga pokonywać kilometry nawet w najbardziej trudnym terenie.

Tak dotarliśmy do regionu Wan leżącego już nieopodal granicy z Iranem. Tam oprócz fenomenalnego błękitu wód jeziora Wan o tej porze roku, wspomnianych białych szczytów mieniących się dzięki ostatnim padającym tej zimy promieniom słońca, miasto przywitało nas i zauroczyło swoim orientalnym klimatem. Tak odmiennym od reszty Turcji.

Granicę z Iranem przekroczyliśmy w niespełna godzinę, bowiem zniesiono już dla turystów w lipcu 2019 roku obowiązujący kilka miesięcy wcześniej zakaz wjazdu motocykli o pojemności większej niż 250 cm3. Z wielką łatwością posiadając Carnet de Passages en Douane zwany podocznie CPD, można wjechać do Iranu, w którym wiemy też, że jest aktualnie jest bezpiecznie.

Wspominaliśmy, że podczas wyprawy może zdarzyć się wszystko, dlatego warto być odpowiednio przygotowanym. Części zapasowe to podstawa, chociaż podobno według opinii mamy sporo bagażu. To po pierwsze.

Po drugie warto codziennie dbać o motocykl i doglądać skrupulatnie jego stanu. Tego trzymaliśmy się jak mantry, z małym wyjątkiem akurat tego dnia, kiedy o poranku wygrało lenistwo i nadzieja, że „jeszcze trochę pojedzie, zrobimy to jak dojedziemy do Teheranu i będzie cieplej”. Chodziło o napęd, który powinniśmy wymienić dokładnie wtedy, a nie dzień później, czy nawet kilka godzin później.

Koniec końców sytuacja, która spotkała nas na drodze, czyli pęknięcie łańcucha w trakcie jazdy spowodowała, że nie dość, że cały napęd wymienialiśmy jeszcze tego samego dnia, nie dość, że na autostradzie na pasie awaryjnym, jakiś pewnie metr od przejeżdżających i machających nam Irańczyków w ogromnych TIRach, to jeszcze w temperaturze spadającej do 0 stopni Celsjusza. Warunki idealne do majsterkowania, nie zazdrościliśmy sobie wtedy wcale, a słowa, które cisnęły się każdemu nas na usta niech pozostaną naszą tajemnicą.

Robota nie szła nam zupełnie, bowiem z kostniejącymi dłońmi i pokrzywionymi śrubami całość zamiast zająć maksymalnie kilkadziesiąt minut – zajęła nam około sześciu godzin, i to jeszcze z pomocą pewnego miłego Irańczyka, który mimo szalejącego mrozu postanowił się zlitować i zatrzymać widząc siedzącego i walczącego kołem i z ciężkim narzędziem „smerfa”. To był chyba jeden z nielicznych momentów, o których mogę powiedzieć, że hidżab to świetna sprawa… Tak, miałam turkusową chustę i było w niej dużo cieplej.

Szkoda narobiła nam w motocyklu niezłego zamieszania – zniszczeniu uległ nie tylko napęd, ale i mocowanie zębatkiśruby oraz plastiki ochronne. Na szczęście my nie ucierpieliśmy w tej sytuacji wcale.

Tego dnia w nocy wróciliśmy do naszej „bazy”, naprawiliśmy doraźnie szkody i na szczęście dzień później byliśmy już w Teheranie. Resztę napraw zaplanowaliśmy zrobić w Indiach, ale jak wiecie zmieniliśmy swoje plany…

A tymczasem w Teheranie, w międzynarodowym stylu, bo ze znajomymi z 10 różnych krajów, w grudniu spędziliśmy Wigilię lepiąc (w końcu jak na prawdziwych Polaków przystało!) ponad 100 sztuk pierogów z kapustą i grzybami i gotując dla całego hostelu wielki gar barszczu.

Przywieźliśmy nawet choinkę znad Morza Kaspijskiego i ulepiliśmy bałwana!

Takie były nasze święta!

A taki był Iran:

Dokładnie 1 stycznia promem przeprawiliśmy się z Iranu, z portu w Bandar Abbas do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, do Szardży.

Kilka informacji praktycznych o transporcie:

A tutaj w UAE dopiero się dzieje!

Ciąg dalszy nastąpi…

Więcej znajdziecie u nas na Instagramie, gdzie na bieżąco możecie nas śledzić.
Instagram: @look_around_the_globe
Facebook: @LookAroundTheGlobe

Plan podróży (poglądowy):

Pozdrawiamy!
Look around the Globe
Marta i Łukasz